W Gliwicach tragedii nie było ? tak prezydent podsumował wydarzenia z połowy maja, kiedy miasto dotknęła powódź.
– Obronną ręką wyszliśmy ze stanu zagrożenia poważniejszego niż 13 lat temu. Straż Pożarna interweniowała w sumie 506 razy ? z czego 335 razy w Gliwicach. Straty z tytułu uszkodzonych dróg wynoszą około 230 tysięcy złotych.
Mimo, iż w szczytowym momencie poziom Kłodnicy był o 26 cm wyższy niż w czasie powodzi w 1997 roku, to straty z tego powodu są mniejsze.
Żadnych szkód nie spowodowały natomiast małe potoki: Doa, Ostropka, Kozłówka, które jeszcze do niedawna w przypadku dużych opadów siały największe spustoszenia.
– To nie przypadek, tylko efekt konkretnych działań miasta, które za te potoki odpowiada? mówił na konferencji podsumowującej akcję powodziową prezydent Zygmunt Frankiewicz. – Tam gdzie wszystko jest w naszej gestii z problemem potrafimy sobie poradzić. Zagrożeniem pozostaje Kłodnica, która wymaga pogłębienia, bo jest mocno zamulona i pracuje tylko w części swojego przekroju. To zadanie nie należy jednak do miasta lecz do administracji rządowej czyli Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Ten fakt potwierdza Artur Wójcik, zastępca dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Przyznaje, że jego instytucja jest też odpowiedzialna za zabezpieczenie powodziowe Kłodnicy. Niestety, RZGW co roku dysponuje mniejszym budżetem i nie ma mowy o realizacji takiej inwestycji. Zresztą, zdaniem Wójcika, zbudowanie wałów wzdłuż rzeki też nie pomogłoby wiele, gdyż w czasie ostatniej powodzi w Gliwicach na 1 m.kw. spadło od 180 do 200 mm wody, podczas gdy średnia roczna dla całego obszaru wynosi 600-700 mm.
– Taka ilość opadu wielokrotnie przekracza to, na co przygotowuje się takie cieki – wyjaśnia Wójcik.
Wszystko przez zlikwidowany zbiornik
W Gliwicach, prawdopodobnie nie byłoby żadnych strat, gdyby nie został zasypany naturalny zbiornik w Gierałowicach, na granicy z Zabrzem. 13 lat temu, to zapadlisko przejęło nadmiar wody z Kłodnicy i uchroniło miasto przed zalaniem. Pomimo, iż władze Gliwic ostro protestowały i wysyłały pisma do wojewody, cały obszar został zasypany kamieniem węgielnym. Dlatego podczas tegorocznych opadów poziom Kłodnicy był znacznie wyższy, a Przyszowice i Zabrze zostały zalane.
Według prezydenta, Gliwice też podzieliłyby ten los, gdyby nie ulica Panewnicka.
– Wybudowanie tej ulicy spowodowało, że woda z Kłodnicy została spiętrzona na dawnym terenie zalewowym, gdzie obecnie znajdują się ogródki działkowe. Wprawdzie działkowcy na tym stracili, ale woda nie wpłynęła do miasta i nie przelała się przez ulicę Akademicką na Plac Krakowski. To nas na pewno ochroniło ? mówił Frankiewicz.
Drogi nie ucierpiały
W Gliwicach mamy prawie 500 km dróg. Zniszczenia jakich dokonała powódź są na szczęście niewielkie.
– Kilka dróg zostało zalanych i zamkniętych, ale był to okres na tyle krótki i pod kontrolą, że woda poważniejszych zniszczeń w stanie dróg nie przyniosła ? mówił Henryk Małysz, prezes PRUiM. Wstępne szacunki mówią o stratach z tego tytułu rzędu 230 tysięcy złotych.
Nie można określić sumarycznej wysokości strat jakie spowodowała powódź, gdyż składają się na nie straty w mieniu prywatnym, szkody poniesione przez firmy i straty w zasobach miejskich.Takimi danymi nikt w tej chwili jeszcze nie dysponuje.
– Można jednak powiedzieć, że tragedii wielkiej nie ma ? podsumował prezydent.
Mamy efekty ? bo działaliśmy razem
Prezydent podkreślał jak ważną rolę podczas akcji powodziowej odegrało Centrum Ratownictwa Gliwice. Na co dzień służy ono mieszkańcom, a w sytuacjach kryzysowych koordynuje działania wszystkich miejskich służb.
Bardzo dobrze spisało się Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, które – jak podkreślał prezydent – statutowo nie jest powołane do walki z powodzią. W akcję zaangażowanych było 120 osób, pracujących na zmiany. Miasto nie tylko dysponowało wystarczającą ilością worków z piaskiem, ale jeszcze miało 1700 sztuk w rezerwie.
– Oczywiście najbardziej żal Politechniki, której nowe obiekty zostały zalane ? przyznawał Henryk Błażusiak, prezes PWiK. Trzeba jednak wiedzieć, że przyczyną nie była Kłodnica, lecz tzw. cofka kanalizacyjna. Myślę, że to jest wniosek na przyszłość, aby Politechnika, która jest właścicielem tej sieci wewnętrznej kanalizacji deszczowej, przyjrzała się temu i znalazła jakieś rozwiązanie.
Nina Drzewiecka
Najnowsze komentarze