Wynik wyborów prezydenckich, ani skala zwycięstwa Zygmunta Frankiewicza nie zaskakują. W swoim ostatnim felietonie pisałem, że obecny prezydent reelekcję ma w kieszeni, i tak też się stało. „Trzęsienia ziemi”, które mogłoby taki rezultat zmienić, nie odnotowano, a mróz i śnieg wpłynęły raczej wyłącznie na niską frekwencję.
Gliwiczanie postawili na znane nazwisko i kontynuację obecnej polityki. Poparcia dotychczasowemu prezydentowi nie udzielili jednak bezkrytycznie. Konieczność dogrywki w II turze to sygnał, że nie wszystkie działania władz miasta spotykają się z aprobatą mieszkańców. Potwierdza to również wybrany dwa tygodnie temu skład Rady Miejskiej, gdzie Frankiewiczowi będzie raczej trudno „zmontować” popierającą go większość.
Dotkliwa przegrana Zbigniewa Wygody była do przewidzenia od samego początku. Związany z organizacją ubiegłorocznego referendum, Wygoda kojarzył się ze środowiskami kwestionującymi np. zasadność budowy DTŚ w planowanym przebiegu, czy hali Podium. Padające w kampanii zapewnienia, przeczące wcześniejszym postulatom referendystów, wypadały mało wiarygodnie, co w efekcie przełożyło się na mizerne 32% poparcia. Mało, jak na kandydata Platformy w tak bardzo „platformerskim” mieście jak Gliwice.
A co z pozostałymi kandydatami, nieco zapomnianymi po I turze? Katarzyna Lisowska zachęcała do poparcia Zbigniewa Wygody. O głosowanie na kandydata PO apelowało też gliwickie PIS.
Wyborcy nie zawsze chcą jednak słuchać. Z prostego wyliczenia wynika, że połowa elektoratu polityków apelujących o poparcie Zbigniewa Wygody zagłosowała na… Zygmunta Frankiewicza.
Najnowsze komentarze