Jakie są i czy istnieją granice demokracji? Czy można posuwać się w obronie własnych interesów do narażania lub znieważania cudzych praw?
Czy jakieś formy protestu w ustroju demokratycznym można uważać za nieakceptowalne? Podobne pytania mógłby sobie zadać każdy uważny obserwator wydarzeń ostatniego tygodnia w naszym mieście.
Zadać pytanie łatwo, odpowiedzieć zwykle jest trudniej. Ubiegłotygodniowa pikieta pod Urzędem Miejskim pokazała rozmiar determinacji jej organizatorów, którzy nie zawahali się przed wzmocnieniem siły swoich argumentów argumentem siły w postaci bojowej grupy związkowców z ?Sierpnia 80?.
Korzystanie z przywilejów jakie daje nam demokracja nie może sprowadzać się do działań o charakterze anarchistycznym, nawet, jeśli problem wydaje się być słuszny. Przecież i tutaj, w gliwickim Urzędzie Miejskim niewiele brakowało, by bazarowa pyskówka przerodziła się w rozróbę.
Czy organizatorzy naprawdę uważają, że z poziomu skrzynki po warzywach można przekonać prezydenta miasta do swoich racji? Czy sądzą, że parę petard wpłynie na zmianę stanowiska państwowego urzędu w tej czy innej sprawie?
Przecież podążając tym tropem można dojść do wniosku, że skoro petardy nie odniosły skutku to może poskutkuje sponiewieranie sekretariatu albo parę siniaków u personelu niższego szczebla? Oczywiście w trakcie ?składania petycji? lub ?roboczej wizyty u prezydenta?.
Patrząc na dane liczbowe publikowane po kolejnych wyborach, a szczególnie na dane dotyczące frekwencji wyborczych, dojść można do wniosku, że przeciętny obywatel demokracji nie potrzebuje. Pomimo, że od dwudziestu lat możemy cieszyć się ponownie korzyściami, jakie daje demokracja parlamentarna, niewielka jest w społeczeństwie świadomość możliwości wpływania w ten sposób jednostki na losy kraju, regionu, ba nawet miasta. Przeciętnie postrzega się demokrację jako możliwość robienia ?wszystkiego?. W skrajnych przypadkach jest to pamiętne wysypywanie zboża na tory, blokowanie ulic czy palenie opon pod gmachami rządowymi.
Gliwicki ?konflikt o tramwaj? pokazuje nam w pigułce polskie problemy z demokracją.
Pokazuje też, jak daleką drogę mamy jeszcze do społeczeństwa obywatelskiego, w którym osoby poczuwające się do obowiązków względem dobra wspólnego są większością a nie dziwakami – odmieńcami.
A co z granicami demokracji? No cóż, na razie wygląda na to, że największy tłok jest właśnie przy tych granicach ? przy wysypanym zbożu, petardach i megafonach.
Marek Gabzdyl
Najnowsze komentarze