Trudno uwierzyć, ale mamy to już za sobą.
Po burzliwych miesiącach przygotowań, głośnej (podobno) kampanii przedreferendalnej nadszedł TEN dzień. Nadszedł… i minął.
Zwykle w takich sytuacjach dziennikarze piszą wiele poetyckich zdań w rodzaju ?nic nie będzie takie jak kiedyś?, ?obudziliśmy się w nowej rzeczywistości? i tym podobne. No cóż, tym razem może bardziej odpowiedni byłby zwrot w rodzaju ?góra urodziła mysz? lub pasujące do aktualnej pogody ?z wielkiej chmury mały deszcz?.
Wiadomo już, że przeważająca większość mieszkańców miasta z takich czy innych powodów ? na przykład braku doinformowania ? nie wzięła udziału w referendum.
Brak informacji był zresztą chyba podstawowym błędem organizatorów. Dochodziło nawet do tak kuriozalnych sytuacji, w których do redakcji dzwoniono z prośbą o informację, gdzie można głosować lub z pretensjami, dlaczego w mieście nie ma informacji na temat referendum.
Okazało się, że zamieszczenie animacji z pękającym herbem Gliwic na ekranie diodowym vis a vis dworca to nie wszystko. Tak na marginesie, obserwując wieczorem natężenie światła emitowane przez ów ekran, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest to kolejne, po Wielkim Murze Chińskim, dzieło rąk ludzkich widoczne z orbity okołoziemskiej.
Innym, kto wie czy nie ważniejszym niedociągnięciem był ewidentny brak programu na ?co potem?.
Trudno bowiem nazwać programem prezentowany zbiór pobożnych życzeń, wśród których brakowało tylko obietnic wprowadzenia klimatu śródziemnomorskiego i uzyskania dostępu do Adriatyku. No i stałe uchylanie się od odpowiedzi na pytanie o kandydata na prezydenta. Czyżby takowego nie było? ?Ależ skąd, jest, jest, na pewno, tylko pokażemy go w swoim czasie?. Cóż, czas nadszedł, minął a kandydata jak nie było tak nie ma. To z pewnością zniechęciło wielu potencjalnych uczestników referendum.
Oczywiście błędów można by wytykać znacznie więcej, czy oznacza to jednak, że sama idea była nietrafiona? Patrząc na to co się obecnie w mieście dzieje, trzeba odpowiedzieć przecząco. Wszyscy widzą jesienny rozmach inwestycyjny, nie ma praktycznie dzielnicy, w której nie remontowano by chodników.
Poza tym te skwerki, lampki i co tam jeszcze…
Oczywiście, władze miasta mogą zarzekać się, że wszelkie związki obecnych działań inwestycyjnych z referendum są przypadkowe, ale… coś chyba jednak jest na rzeczy! Szkoda tylko, że upiększanie miasta zaczęto od wymiany trawniczków i stawiania ?ni w pięć ni w dziewięć? lampki, która zdaje się ma pełnić rolę podobną do tej, jaką pełni kolumna na Trafalgar Square w Londynie lub zegar na Alexanderplatz w Berlinie. Mierzymy jak widać wysoko, więc przydałoby się pozbawić lampkę towarzystwa bud z zapiekankami… No, ale znowuż nie żądajmy cudów!
Można zapytać, co teraz? Organizatorzy nie złożą zapewne broni. W końcu na pewno znają historię, tę, jak mówi łacińskie przysłowie ?nauczycielkę życia?. A właśnie z historii wiemy, że to co nie wyszło w 1905 roku, udało się w 1917. Tak więc na ciąg dalszy poczekamy. Nie 12 lat, ale gdzieś około 12 miesięcy…
Najnowsze komentarze