– Oni (organizatorzy referendum) tłumaczą się, że nie mają pieniędzy ale nie do końca tak jest. Można robić różne rzeczy nie mając tych środków. Tymczasem nic się nie dzieje, nic. Mam do nich o to wielkie pretensje…
Rozmowa z radnym, prof. Markiem Berezowskim
gościem cyklu ?Zadaj pytanie? przygotowywanego przez Telewizję Gliwice i Informator Rynkowy..
– Czy praca w Radzie Miejskiej jest dla Pana doświadczeniem negatywnym czy pozytywnym?
– To jest raczej doświadczenie negatywne.
– Ale nie zniechęcił się Pan do takiej działalności ?
– Nie mogę się zniechęcać. Do Rady „wszedłem na tirach” i niejako z konieczności. To nie jest kokieteria z mojej strony, tylko duże poświęcenie. Długo się zastanawiałem czy zdecydować się na kandydowanie. I jedyną przyczyną był ten ciężki transport, który niszczy nasze życie i zdrowie.
– Czy w takim razie widzi się Pan w następnej kadencji Rady?
– Nie wiem co będzie za rok. Nie mam zamiaru bawić się we wróżkę.
– Ale czy ma Pan wolę i chęć?
– Pewne sprawy, choć bardzo proste nadal są nierozwiązane. A można je załatwić od ręki. Jeśli nie będę radnym to nadal będę się nimi zajmował. Jedyna różnica polega na tym, że jako radny czekam na odpowiedz dwa tygodnie a jako zwykły obywatel miesiąc. Ciężki transport nie wyjechał z miasta więc moja misja się nie zakończyła.
– Z pism, które kieruje Pan do różnych instytucji możemy się dowiedzieć, że wiele rzeczy w mieście się Panu nie podoba. A co się Panu w Gliwicach podoba?
– Niesłychanie podobają mi się w Gliwicach kobiety. One są po prostu przepiękne. Co jeszcze? Stara architektura, wspaniały Rynek ? tylko, że to wszystko jest zaniedbywane. Starówka niszczeje, domy się walą (?). Bo nie są przez miasto konserwowane i remontowane.
– Ale większość budynków na Starówce jest w prywatnych rękach. W jaki sposób miasto ma inwestować w nieruchomości, których nie jest właścicielem?
– Część jest własnością miasta, a część nie. Zauważam, że właśnie te, które mają prywatnych właścicieli są remontowane i odnawiane. O miejskie budynki nikt nie dba.
– Można jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich lat Gliwice się zmieniły. I są to zmiany korzystne dla miasta…
– Może Pani wymienić jakie inwestycje powstały w mieście?
– Strefa Ekonomiczna, Nowe Gliwice, kilka centrów handlowych, obiekty rekreacyjne…
– Strefa, która jest na obrzeżach miasta służy wyłącznie interesom firm prywatnych, które tam mają swoje przedsiębiorstwa?
– Ale przecież tam pracują gliwiczanie, to są miejsca pracy.
– Rozmawiałem z niektórymi ludźmi, którzy tam pracują i na podstawie tych informacji mogę powiedzieć, że ta praca jest ogólnie mówiąc nieciekawa. Są oni nie najlepiej traktowani. Gdyby miasto rzeczywiście miało się rozwijać to powinny powstawać miejsca pracy w zakładach rodzimych. Po co nam sklepy wielkopowierzchniowe, i to jedne obok drugiego? Gdzie się podziały nasze rodzime sklepy, które jeszcze 10 kat temu były na ulicy Zwycięstwa. Teraz są tam same banki, kantory…
– Dlatego, że najemcy tych sklepików wykupili je od miasta i teraz wynajmują je bankom i kantorom.
– Od tych właścicieli? Czy to pani zdaniem jest dobra polityka? A taka jest polityka władz.
– Chyba nie jest Pan za tym, by odbierać prywatną własność?
– Gdyby to było Pani miasto i mogłaby Pani z nim robić co chce, to czy doprowadziłaby Pani do takiej sytuacji, że obcy, napływowi ludzie stawiają w tym mieście salony gier, mnóstwo banków, sklepy z dopalaczami?
Przecież dbałaby Pani, by miasto było jak najładniejsze, by przyciągało turystów.
Żeby w mieście było jak najwięcej sklepików, kawiarń, restauracji, basenów, kin, teatrów, ścieżek rowerowych. Tego wszystkiego w Gliwicach nie ma. Niektóre rzeczy są, jak na przykład ścieżki rowerowe ? ale na papierze. (?)
Ja chcę, żeby Gliwice były miastem przyjaznym dla ludzi. Widziałbym, Gliwice i ?drugie Gliwice? ze strefą ekonomiczną, miejscami pracy, z zakładami – najlepiej rodzimymi, polskimi, z dobrymi dojazdami. To by się uzupełniało. Tu mamy przemysł, a tu miasto, w którym ludzie żyją, mieszkają, wychodzą wieczorami do restauracji, kin. To miasto śpiewa, żyje. Jest promenada, bulwary. Czy tego nie można zrobić?
– Wygłosił tu Pan prawie program kandydata na prezydenta…
– Widzi Pani, ja sam o tym nie wiedziałem. Ja to robię jakoś tak podświadomie.
– Jak Pan ocenia działania grupy referendalnej? Można było odnieść wrażenie, że Pan w pewien sposób się od niej dystansuje…
– Na pewno nie dystansuję się od dążeń tej grupy czyli doprowadzenia do referendum. Nie zostałem jej członkiem aby uniknąć oskarżeń o chęć robienia politycznej kariery.
Powiem szczerze, że ich działania oceniam nie najlepiej. Dlatego, że minął już miesiąc i nie widać żadnych działań. W zasadzie powiem, że nie mogę ich oceniać bo ich nie ma. Według mnie miesiąc został zmarnowany. Oni tłumaczą się, że nie mają pieniędzy ale nie do końca tak jest. Można robić różne rzeczy nie mając tych środków. Tymczasem nic się nie dzieje, nic. Mam do nich o to wielkie pretensje. Pozostał miesiąc i jak tak dalej pójdzie to do tego referendum nie dojdzie. Moje odczucie jest takie, że 99 procent mieszkańców o referendum nie wie.
– Rozumiem, że Pan sugerował kolegom zintensyfikowanie działań?
– Ja się do nich nie wtrącam. To jest grupa suwerenna, która działa samodzielnie. Nie wykluczam, że jednak coś trzeba będzie zrobić bo czasu jest już tragicznie mało.
– A czy Pan zna kandydata referendystów na prezydenta?
– Nie, ja w ogóle nie znam żadnego kandydata. Ani z tej grupy ani z żadnej innej.
.
– Dziękujemy za rozmowę.
Nina Drzewiecka (Informator Rynkowy)
Łukasz Fedorczyk (Telewizja Gliwice)
Najnowsze komentarze