Mężczyzna zadzwonił do biura obsługi sądu krótko po godzinie 9.
Złowieszczo zakomunikował, że na terenie budynku znajduje się ładunek wybuchowy, po którego detonacji sąd zamieni się w gruzowisko.
Na miejscu błyskawicznie zjawili się policjanci, strażacy i pirotechnicy.
W tej chwili trwa dokładne sprawdzanie siedziby sądu przy ul. Powstańców Warszawy 23. Ewakuowano pracowników, czasowo wyłączono z ruchu kołowego część drogi dojazdowej.
Każda kolejna akcja sporo kosztuje, nie wspominając już o zakłóceniu pracy sądu.
Policja podejrzewa, że do sądu w różnych odstępach czasu dzwoni jedna i ta sama osoba. Bynajmniej nie ma to związku z konkretną sprawą pojawiającą się tego dnia na wokandzie sądu.
– Raczej jest to człowiek, którego bawi zamieszanie, jakie wywołuje. Być może słysząc w mediach o swoim wyczynie czuje się podekscytowany – przypuszcza podkomisarz Marek Słomski, rzecznik prasowy Komedy Miejskiej Policji w Gliwicach.
Nieoficjalnie wiadomo, policjanci są bliscy ujęcia sprawcy alarmów, ale szczegółów z oczywistych powodów zdradzać nie chcą. Tak, jak informacji, czy dowcipniś dzwoni z telefonu stacjonarnego, czy komórkowego. Wiadomo, że telefony do sądu wykonywane są z rejonu Gliwic.
O swoich „wyczynach” uwielbia czytać w gazetach, najpewniej śledzi ich nagłówki po kolejnym swoim kawale. Tyle przynajmniej wynika z wstępnych ustaleń gliwickiej policji. Stróże prawa tropią autora fałszywych alarmów bombowych, który za cel swoich wygłupów wybrał sobie Sąd Rejonowy w Gliwicach. Dziś znów dał o sobie znać.
Stróże prawa przypominają, że wykrywalność tego typu wykroczeń jest bardzo wysoka, a ich sprawcy będą musieli zapłacić 5 tysięcy złotych grzywny i koszty akcji – dużo wyższe niż kara przewidywana kodeksem wykroczeń.
Marcin Król
Najnowsze komentarze