113 tysięcy złotych. Tyle, za każdy miesiąc sezonu, dostaje firma zarządzająca Gliwickim Rowerem Miejskim. Tymczasem pod koniec sezonu jednoślad trudno wypożyczyć. Czy miasto płaci, gdy są usterki?
113 tysięcy pomnożone przez 8 miesięcy (od kwietnia do końca listopada) daje ponad 900 tysięcy złotych. Tyle właśnie należy się organizatorowi systemu GRM. W tej cenie musiał on nie tylko rowery zapewnić, także zadbać o ich sprawne działanie. A z tym drugim, jak się okazuje, często jest problem.
Sęk w tym, by gliwicki podatnik nie płacił za jednoślady niedziałające.
Podatnik płaci, ale nie jedzie
Pod koniec tegorocznego sezonu miejskie bicykle jakby się zbuntowały. I nie chodzi tu już o wyrwane pedały i siodełka, zerwane koszyki czy łańcuchy, przebite opony. Choć dodać trzeba, że na przełomie października i listopada było tych usterek jakby więcej – tylko jednego dnia, tylko na jednej stacji stały aż trzy rowery bez siodełek, a jeden bez pedału. Ale pomińmy. Bo problem pojawił się jeszcze inny: bicykli nie można odblokować. Czyli wypożyczyć.
Tak było nagminnie w październiku i listopadzie.
Znów – tylko jednego dnia, na jednej stacji (Siemińskiego) uruchomić udało się dopiero szósty (!) jednoślad. Przy Zwycięstwa odblokować udało się czwarty rower, który, nota bene, okazał się niesprawny (zerwany łańcuch).
Za każdym razem aplikacja podawała komunikat o problemie.
Miasto oraz operator zachęcają, by usterki zgłaszać – operatorowi. Autorka artykułu wiele razy zgłaszała niemożność odblokowania. Mimo to problem się powtarza, a przyjmujący zawiadomienie obiecują: „usterka zostanie zgłoszona serwisowi”.
Tymczasem w umowie na organizację roweru miejskiego zawarto zapisy mające gwarantować mieszkańcom sprawne korzystanie. Trudno jednak korzystać sprawnie, gdy człowiek się spieszy, a system nie działa.
– Wypożyczenie może okazać się niemożliwe w trzech przypadkach: inny użytkownik zarezerwował dany rower w systemie, rower jest zgłoszony jako nienadający się do użytku, bateria, mająca na celu zapewnienie połączenia z systemem, jest rozładowana – tłumaczy Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta miasta.
Kara dla wykonawcy: 1200 zł
Operatorowi miejskich jednośladów przysługuje wynagrodzenie ryczałtowe za każdy miesiąc trwania sezonu rowerowego. To kwota, netto, w wysokości 113 tys. zł. Za stwierdzone uchybienia naliczane są kary umowne.
I tu rodzi się pytanie: czy miasto wie o wszystkich usterkach, za jakie powinno naliczać kary. Inaczej – czy trafiające do operatora zgłoszenia są w jakikolwiek sposób monitorowane.
– Korzystamy z oprogramowania, które pozwala na monitorowanie funkcjonowania systemu – zapewnia Oryszczak. – W programie tym widoczne są między innymi usterki zgłaszane przez użytkowników w aplikacji. Mamy też prawo do przeprowadzania kontroli w zakresie realizacji warunków umowy i z tego korzystamy. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości informujemy o nich wykonawcę i określamy termin usunięcia.
Jak mówi rzecznik miasta, po zakończeniu danego miesiąca wykonawca przesyła raporty potwierdzające prawidłowe wykonanie zadania. Musi poinformować płatnika o liczbie oraz rodzaju awarii rowerów i stacji, z wyszczególnieniem rodzaju awarii. Te raporty są potem podstawą do wypłaty wynagrodzenia ryczałtowego za zakończony miesiąc, pomniejszonego o kary umowne. Jeśli takie naliczono.
W tym sezonie naliczono je tylko dwa razy. W sierpniu (400 zł) oraz w październiku (800 zł). I jak się okazuje, żadna nie dotyczyła tak często występujących usterek czy niemożności wypożyczenia. Chodziło jedynie o brak jednośladów na niektórych stacjach.
1200 zł kary to niedużo, jeśli spojrzeć z perspektywy mieszkańca, który niemal codziennie, wypożyczając rower, spotyka usterki. I to już z samego rana, gdy, teoretycznie, jednoślady powinny być sprawdzone i sprawne.
Marysia Sławańska