Andrzej Jarczewski wygrał proces. „Długie ręce prezydenta nie sięgają do S.O.”

Andrzej Jarczewski, były klucznik gliwickiej Radiostacji, były wiceprezydent Gliwic wygrał proces o przywrócenie do pracy w Muzeum.

W rozesłanym do gliwickich mediów (w tym do naszej redakcji) oświadczeniu informuje o wyroku wydanym przez Sąd Okręgowy, zapowiada też, że wkrótce na rynku ukaże się jego debiutancka powieść „Selma i magiczne korale”.

Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty oświadczenia Andrzeja Jarczewskiego.


„Sąd Okręgowy przywrócił mnie do pracy w Radiostacji wyrokiem z 4 lipca 2012. Tym razem nie fatygowałem Państwa zaproszeniem na ogłoszenie wyroku. Po pierwsze dlatego, że ostateczny wynik był oczywisty, a po drugie dlatego, że do Sądu Okręgowego nie sięgają długie ręce prezydenta Frankiewicza, stąd całkowicie zrezygnowałem z jakichkolwiek happeningów czy aktów, które mogłyby być odczytane jako wyraz braku zaufania do Sądu Okręgowego.
.
Przypomnę istotę rzeczy. Otóż po 9 grudnia 2010, natychmiast po ogłoszeniu, że Zygmunt Frankiewicz został wybrany na kolejną kadencję, wszyscy pracownicy samorządowi, którzy ośmielili się kandydować z list konkurencyjnych względem ?Koalicji dla Frankiewicza?, zostali natychmiast wyrzuceni z pracy. Dotyczyło to osób bezpartyjnych, startujących z list PO i PiS, a także osób niekandydujących (np. red. Zbigniew Lubowski), które nie wspierały Wodza w kampanii. Pretekst do zwolnienia – dowolny. W moim przypadku były to wcześniejsze o rok(!) słowa krytyki, dotyczące polityki kulturalnej prezydenta, wypowiadane przeze mnie w roli radnego, przewodniczącego Komisji Kultury w Radzie Miejskiej. Generalnie chodziło mi o sprowadzenie (finansowanej z budżetu miasta) kultury w Gliwicach do roli klakiera w propagandzie sukcesu prezydenta Frankiewicza, dalej: o obsadzanie stanowisk decyzyjnych w kulturze (wiceprezydent, naczelnik wydziału, dyrektor) osobami niekompetentnymi oraz o faktyczne przekształcenie Wydziału Promocji Miasta w Wydział Promocji Prezydenta Miasta.
.
Sprawa toczyła się najpierw w gliwickim Sądzie Rejonowym, który wykazał się demonstracyjną spolegliwością względem oczekiwań prezydenta i oddalił moje odwołanie. Po apelacji ? kompromitujący wyrok Sądu Rejonowego został uchylony w II instancji i sprawa powróciła do ponownego rozpatrzenia. Sąd Rejonowy nie wykonał jednak konkretnych wskazań sądu II instancji i dał wyrok jeszcze bardziej kompromitujący, łatwy do obalenia, bo zupełnie nietrzymający się kupy.
.
Ten ping-pong trwał ponad półtora roku. Mnóstwo rozpraw, setki stron dokumentów. Występowałem zawsze sam, bez pomocy prawnej. Nie zależało mi na tym, żeby ?mój? adwokat pokonał ?ich? adwokata, bo ostateczny rezultat jest od dwudziestu lat zawarty w ustawie o samorządzie gminnym i nie mógł być inny. Konstytucja Rzeczypospolitej gwarantuje bowiem wolność słowa, a ustawa o samorządzie nakazuje radnemu występować w obronie interesu publicznego i zapewnia mu ochronę, zwłaszcza przed wyrzuceniem z pracy (gdy jest to karą za odważne wypełnianie mandatu radnego).
.
Dla mnie najważniejsze było zbieranie materiałów do kolejnej książki o patologii, rozwijającej się w samorządowej kacykozie, czyli w takim ustroju, w którym prezydent miasta może dożywotnio sprawować władzę absolutną, deprawując przy tym absolutnie siebie i swoją kamarylę.
Oczywiście ? nie czekałem na rozstrzygnięcie z założonymi rękami. Otworzyły się ciekawe pola zawodowe i nie jestem pewien, czy do Muzeum wrócę. (…)