– To nie jest dobry świat dla kobiet, a chce się go zrobić jeszcze gorszym
– mówi w rozmowie z 24gliwice.pl Barbara Nowacka, która w czwartek odwiedziła Gliwice. Liderka Zjednoczonej Lewicy w ostatnich wyborach parlamentarnych, na ulicy Zwycięstwa pomagała w zbieraniu podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie.
W myśl projektu przygotowanego przez komitet „Ratujmy kobiety”, kobieta miałaby prawo do przerwania ciąży do końca 12 tygodnia; później aborcja byłaby dopuszczalna w tych samych przypadkach, w jakich obecnie jest dozwolona. Ponadto, autorzy projektu chcą wprowadzenia do szkół przedmiotu „wiedza o seksualności człowieka” (dostosowanego do wieku oraz potrzeb uczniów) oraz zapewnienia każdemu dostępu do „metod i środków zapobiegania ciąży”. Środki antykoncepcyjne miałyby być objęte refundacją, a dla osób najbiedniejszych byłyby bezpłatne.
Michał Szewczyk, 24gliwice.pl: – Zbiórkę podpisów zaczęliście już w maju. Czasu do końca już coraz mniej.
Barbara Nowacka: – Dzisiaj odwiedzam także Katowice i Sosnowiec. Pomagają nam wolontariusze w całej Polsce. Do 9 sierpnia musimy zebrać przynajmniej 100 tysięcy podpisów. Cieszy nas, że wiele osób zbiera podpisy na własną ręką i sygnalizuje, że wkrótce nam je wyśle. Albo tak, jak tutaj w Gliwicach, przyszła pani z teczką pełną podpisów, które zbierała po znajomych.
– Akcja odbywa się pod hasłem „Ratujmy kobiety”? Faktycznie jest tak źle, by operować takimi zdecydowanymi określeniami?
– Jeżeli przeczytamy projekt złożony parę tygodni temu przez ultrakonserwatystów – to tak, kobiety trzeba ratować przed tymi koszmarnymi pomysłami: karą więzienia za poronienie czy przed pomysłem zmuszania do urodzenia dziecka, które zostało poczęte w przypadku gwałtu kazirodczego. Takie są te propozycje i o nich mówiła premier Beata Szydło. Jeżeli dzisiaj nie zaczniemy się przeciwstawiać i pokazywać, że w Polsce może być normalnie, faktycznie utracimy nawet to co mamy teraz. W Polsce jest wiele osób, które chce realnych praw kobiet i świadomego rodzicielstwa.
– Klimat i zarazem arytmetyka sejmowa pozwoli przepchnąć proponowany przez Was projekt? Tzw. kompromis aborcyjny utrzymuje się od kilkunastu lat.
– Tak naprawdę nie ma żadnego kompromisu. W Polsce aborcja nie jest legalna. Jeżeli mówimy o kompromisie to był to kompromis między konserwatystami a kościołem rzymskokatolickim. Obecny projekt to próba odebrania resztek godności kobietom zgwałconym, które zostały zapłodnione w wyniku czynów zabronionych, oraz tym, które mówią otwarcie: chcemy móc decydować o sobie. Ta nagonka na odebranie tych praw powoduje protesty. W sejmie na pewno nie ma sprzyjającej nam arytmetyki. Wręcz przeciwnie. Ale chcemy mieć własny głos w parlamencie, który pokaże, że nie wszyscy chcą podążać w stronę ultrakonserwatywną. Mamy nadzieję o tym powiedzieć podczas debaty sejmowej.
– „Ratujmy kobiety” chce zachować status quo czy walczy o liberalizację obecnych uregulowań?
– Uważamy, że status quo jest szkodliwy dla kobiet, bo od 80 do 120 tysięcy Polek dokonuje aborcji poza granicami Polski. Robią to nie szanując państwa, bo widzą, że można je łatwo oszukać. Poza tym jest to strasznie niesprawiedliwe, bo niektóre Polki dokonują aborcji w skandalicznych warunkach, w domach, bo nie stać ich na wydatek rzędu kilkuset euro, a tyle takie zabiegi kosztują w Czechach, na Słowacji czy jeszcze drożej – w Niemczech. To nie jest dobry świat dla kobiet, a chce się go zrobić jeszcze gorszym.
– Uda się zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów?
– Oczywiście.