– Często jest tak, że coś wiem, ale nie mogę tych informacji ujawnić, bo np. niektóre dane będą pomocne przestępcom. Bardzo wtedy uważam, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo
– opowiada o kulisach swojej pracy nadkom. Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji, który zdobył w ubiegłym tygodniu tytuł najlepszego rzecznika prasowego w Gliwicach.
W Rankingu Gliwickich Rzeczników Prasowych 2016 udział wzięło 11 dziennikarzy zajmujących się Gliwicami. Ocenionych zostało 12 rzeczników. W najlepszej szóstce, oprócz Marka Słomskiego znaleźli się kolejno: Mariusz Kopeć, Maja Lamorska-Gorgol, Marzena Sosnowska, Marek Jarzębowski i Dariusz Mrówka.
Katarzyna Klimek, Michał Szewczyk, 24gliwice.pl: Dziennikarze nie mieli wątpliwości, najlepszy rzecznik w Gliwicach pracuje w policji. Ma Pan swój własny przepis na to jak dobrze wykonywać tę pracę?
nadkom. Marek Słomski: – Przede wszystkim: empatia. Kieruję się nią w życiu. Zawsze staram się zrozumieć drugą stronę. Wiem, że jeśli dziennikarz dzwoni, to dlatego, że wykonuje taki, a nie inny zawód, ja zaś jestem po to, by mu pomóc. Robię więc wszystko, żeby odpowiedzieć natychmiast. A drugi składnik przepisu na pracę rzecznika to, moim zdaniem, dystans do siebie. Dziennikarze wiedzą, że go posiadam. Nie jestem żadną gwiazdą, czuję się normalnym chłopakiem i swoją robotę wykonuję z pokorą.
– Nie od razu jednak była to praca z mediami.
– Zgadza się. Zresztą, szczerze mówiąc, do samej policji trafiłem trochę przez przypadek. Zaproponował mi to kolega. Razem złożyliśmy papiery, ale potem on wyjechał do USA, a ja zostałem. Skąd w ogóle pomysł, by złożyć papiery, nie pamiętam. Musieliśmy gdzieś usłyszeć o naborze. Dodam, że na początku temu wyborowi była przeciwna moja mama, która postrzegała policję przez pryzmat milicji. Na początku trafiłem do prewencji, ale już po dwóch tygodniach przeniesiono mnie do dochodzeniówki. Podobno, tak mi potem powiedziano, ówczesny naczelnik spytał kierownika prewencji: ?kogo tam bystrego macie??. I kierownik wytypował mnie (śmiech).
[perfectpullquote align=”right” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]”Na początku byłem przerażony. Później pomyślałem, że to jednak ciekawe wzywanie”[/perfectpullquote]
Rzecznikiem także zostałem przez przypadek. To był rok 2007. Ówczesną oficer prasową, Magdalenę Zielińską, zaproszono do pracy w łódzkiej komendzie wojewódzkiej i u nas powstał wakat. Szefem gliwickiego garnizonu był wówczas obecny komendant główny, generał Jarosław Szymczyk. Znał mnie jako policjanta, zawołał do siebie i zaproponował stanowisko rzecznika. To było dla mnie ogromne zaskoczenie.
– In plus?
– Nie bardzo. Wyznam szczerze, że na początku byłem przerażony. Później pomyślałem, że to jednak ciekawe wzywanie. Bo ja lubię samemu sobie udowadniać, że dam radę. Może to wydać się dziwne, ale z natury jestem introwertykiem. A tutaj nagle… na świecznik! Z biegiem czasu człowiek nabiera jednak doświadczenia. Pomogło mi to, że miałem za sobą bagaż różnych doświadczeń, a i mój staż pracy był już dość duży.
– Były jakieś szczególne wyzwania, które na długo Pan zapamięta?
– Stresujące są sytuacje, kiedy relacjonuje się wydarzenia na żywo. Takim dużym kalibrem była rodzinna tragedia w Sośnicy, gdzie dziadek zamordował wnuka. Znałem sprawę od środka, podchodziłem do niej bardzo emocjonalnie. Obawiałem się więc, że gdy będę opowiadał tę historię przed kamerami, ktoś w moich oczach zobaczy za dużo emocji. Często jest też tak, że coś wiem, ale nie mogę tych informacji ujawnić, bo np. niektóre dane będą pomocne przestępcom. Bardzo wtedy uważam, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo.
[perfectpullquote align=”right” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]”Nasi policjanci to fajni ludzie, z normalnymi emocjami, poczuciem humoru. I ja chcę promować ten dobry wizerunek moich kolegów.”[/perfectpullquote]– Jest Pan cały czas pod telefonem?
– W praktyce jestem w pracy siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. I rzeczywiście, dziennikarze tak dzwonią. Mediów jest dużo. Zdarzają się takie sytuacje, że kończę pracę, wracam do domu, siadam na rower i jadę z dziećmi do lasu, wracam, a na telefonie kilkanaście nieodebranych połączeń. I do wszystkich trzeba oddzwaniać.
– W zwykły dzień, jak często podnosi Pan słuchawkę?
– Jest wiele pytań mailowych. A telefony… w godzinach pracy ? kilkanaście dziennie. W razie zdarzenia poważnego, np. zabójstwa, potrafi być 180-200 połączeń. I wszyscy narzekają, że linia cały czas zajęta (śmiech).
– Ale są też plusy „rzecznikowania”?
– Powiem tak… Znam naszych policjantów. To są bardzo fajni ludzie, z normalnymi emocjami, poczuciem humoru. I ja chcę promować ten dobry wizerunek moich kolegów. Dzięki temu, że jestem rzecznikiem, mogę to robić. Staram się mówić językiem zrozumiałym dla wszystkich. Czasami potrafię żartować sam z siebie i nie jest to kokieteria ? tak mam i to się chyba nigdy nie zmieni.
– Dużo osób rozpoznaje Pana na ulicy?
– Tak, kiedy wchodzę do sklepu spożywczego, niektórzy patrzą, co mam w koszyku (śmiech).
– Na koniec dwa słowa o komisarzu Słomskim prywatnie, co robi jak już znajdzie trochę wolnego czasu?
– Lubi kontemplować przyrodę, kocha drzewa. Na potęgę czyta książki. Mimo że troje dzieci angażuje ? to bardzo młodzi ludzie i potrzebują ojca. Jeżdżę też dużo na rowerze, głównie po lesie. Wtedy naprawdę odpoczywam i czuję się jak na wakacjach.
– Jest też chwila by analizować swoje wypowiedzi?
– Nie. Natomiast śledzę komentarze, sprawdzam, jaki jest odbiór społeczny, postrzeganie naszej policji. Jestem przecież takim łącznikiem między policją a dziennikarzami, a przez to i społeczeństwem.
Przypominamy jeden z najbardziej znanych materiałów z udziałem nadkom. Słomskiego. Żart na tegoroczny prima aprilis, o fatalnej pomyłce złodziei węgla i poszukiwaniach zaginionej zebry, w serwisie youtube zgromadził ponad 170 tysięcy wyświetleń.