Strach i obawa przed utratą pracy – tak zdaniem dużej części pracowników wygląda codzienna praca w Muzeum w Gliwicach. W ostatnich tygodniach dyrekcja zmieniła regulamin i rozpoczęła przekształcenia w placówce.

Zdaniem muzealników to akcja odwetowa za pismo, w którym skarżą się na sposób pracy kierowniczki Działu Edukacji. Ona sama odpiera zarzuty, podobnie jak dyrekcja placówki. Po teatrze i szpitalu miejskim, to trzeci konflikt pracowniczy na przestrzeni półtora roku w zarządzanej przez Miasto instytucji.

[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Na początku października, pod pismem do dyrekcji Muzeum podpisało się trzynastu pracowników z wieloletnim doświadczeniem (w tym kierownicy większości działów placówki), ale jak mówią, ich zastrzeżenia popiera „większość zatrudnionych w Muzeum”.[/perfectpullquote]

– Sposób postponowania pracowników podległych i niepodległych w rażący sposób zakłóca porządek i spokój w miejscu pracy – wskazują w piśmie.


W rozmowie redakcją 24gliwice, lista zarzutów wobec kierowniczki konkretyzuje się. Muzealnicy wyliczają: telefonowanie do pracowników w dniach i godzinach wolnych od pracy, podnoszenie głosu, używanie wulgaryzmów w rozmowach z pracownikami, wprowadzanie nerwowej i nieprzyjaznej atmosfery pracy, brak poszanowania osobistych praw autorskich innych pracowników czy niestaranne promowanie projektów innych pracowników. Sugerują też, że kierowniczka jest faworyzowana przez dyrekcję.

– Do momentu otrzymania pisma zawarte w nim zarzuty nie były przez pracowników formułowane pod moim adresem – komentuje zarzuty główna zainteresowana. – Obecna sytuacja to próba zaszczucia mnie za pośrednictwem prasy i mam obawy, że to zmowa niechętnych mi ludzi, nie oceniających mnie w sposób obiektywny i profesjonalny, tylko kierujący się trudnymi do zrozumienia emocjami – komentuje.

[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Nim sprawa trafiła do mediów, w Muzeum na prośbę kierownik, odbyło się spotkanie z sygnatariuszami pisma. Choć muzealnicy wolą mówić o „przesłuchaniu”.[/perfectpullquote]

– Do tej pory nie otrzymaliśmy protokołów z tych spotkań, większość z nas była wezwana z godziny na godzinę, nie mieliśmy nawet czasu się przygotować – mówi jeden z pracowników.

Dyrekcja udzieliła kierowniczce kary porządkowej, ale pozytywną opinię na jej temat wydała działająca przy Muzeum Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność. Sprawa jednak szybko znalazła swój dalszy ciąg.

„TO AKCJA ODWETOWA”

W niestabilnej i targanej walką o dotacje sferze gliwickiej kultury, Muzeum uchodziło do tej pory za oazę spokoju, placówka miała dobrą prasę, często sięgała po liczne wyróżnienia, a ze swoją identyfikacją wizualną (logo, projekty graficzne) była wręcz w awangardzie względem innych miejskich placówek. Spór między pracownikami być może miał szansę na stłumienie jeszcze w zarodku, gdyby nie reakcja dyrekcji, która przez pracowników nazywana jest rewanżem, eskalacją konfliktu czy wprost – represjami.

– Nie wszystko układało się idealnie, ale to co wydarzyło się i nadal dzieje się po złożeniu pisma do dyrekcji to zwrot o 180 stopni i zaplanowana akcja odwetowa

– mówią pracownicy.

Z początkiem listopada pracę traci kierownik działu Radiostacji. Nie zostaje z nim przedłużona umowa (oficjalnie dlatego, że o owe przedłużenie nie wystąpił). 4 grudnia zarządzeniem prezydenta (podpisanym m.in. przez wiceprezydenta Krystiana Tomalę) zmieniony zostaje regulamin organizacyjny placówki.
– W muzeum mogą być tworzone i likwidowane stanowiska pracy – to jeden z nowych punktów dokumentu.

Pojawia się też wzmianka nadająca dyrektorowi prawo do łączenia i dzielenia stanowisk pracy oraz wskazanie, że praca wykonywana na stanowiskach pracy „może być zastępowana zakupem usług zewnętrznych”. Z wykazu działów znika Biblioteka oraz Dział Realizacji Projektów. Pracujący tam specjaliści nie zostają jednak poinformowani o zmianach. Kilka dni później zwolniony zostaje jeden z pracowników Działu Archeologii, zapada też decyzja o przeniesieniu zbiorów muzealnej biblioteki do zasobów Miejskiej Biblioteki Publicznej.

– Bibliotekę w Muzeum założono jeszcze okresie przedwojennym, jej przeniesienie utrudni, a wręcz uniemożliwi pracę w zakresie opracowywania zbiorów czy realizacji projektów badawczych. To działanie na szkodę instytucji – mówią muzealnicy. – Po tych zmianach, to jasne, że boimy się dalszej likwidacji stanowisk pracy i ograniczenia etatów do osób bezpośrednio odpowiedzialnych za zbiory. Problem w tym, że o tej reorganizacji nawet nie możemy z nikim porozmawiać, dyrektor jest nieobecny, nie znamy planów pracy czy strategii działania muzeum – dodają.

Część postanawia szukać pomocy wyżej. [perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Do Państwowej Inspekcji Pracy skierowane zostały już dwa wnioski, w których autorzy domagają się m.in. przeprowadzenia „anonimowej ankiety wśród pracowników na temat tego czy w muzeum ma miejsce mobbing”.[/perfectpullquote]

– Od momentu złożenia pisma osoby, które pismo podpisały są represjonowane przez dyrekcję muzeum – dyrekcja bez informowania pracowników likwiduje stanowiska pracy, nie przedłuża umów o pracę, nie odpowiada na e-maile pracowników, odbiera pracownikom prowadzone projekty, zmienia stanowiska pracy bez informowania kierowników, którym podlegają przenoszeni pracownicy – czytamy w jednym z wniosków.

– Czy w Muzeum w Gliwicach planowana jest dalsza reorganizacja pracy, która może wiązać się ze zwolnieniami pracowników? – pytamy dyrekcję Muzeum.

– W Muzeum w Gliwicach, podobnie jak w każdym innym zakładzie pracy, z uzasadnionych powodów dokonuje się również takich zmian organizacyjnych, które wiążą się zarówno z zatrudnianiem jak i zwalnianiem pracowników – odpowiadają Grzegorz Krawczyk i Beata Badura-Wituła, dyrektor i zastępca dyrektora Muzeum w Gliwicach (formalnie Grzegorz Krawczyk, w Muzeum jest dyrektorem urlopowanym i pełni funkcję konsultanta do spraw programowych, a stanowisko kierownicze pełni w Teatrze Miejskim).

– Zwalnia się młodych mieszkańców Gliwic, którzy są uzdolnieni (np. autora dwóch komiksów o Gliwicach albo archeologa, który prowadził dynamiczne badania w najbliższym terenie), zmusza ich do szukania pracy poza Gliwicami, a w zamian zatrudniani są ludzie spoza miasta

– komentują sygnatariusze pisma do dyrekcji.

DWA LATA, TRZY KONFLIKTY

Konflikt w Muzeum to trzeci spór pracowniczy w Gliwicach na przestrzeni ostatnich lat. Pierwsze ognisko zapalne zapłonęło wiosną 2016 roku. Pod hasłem restrukturyzacji, wygaszono działalność Gliwickiego Teatru Muzycznego, a w jego miejsce powstał nowy, ukierunkowany na innego odbiorcę Teatr Miejski w Gliwicach. Mimo fali protestów i największej petycji w historii Gliwic (10,5 tysiąca podpisów) swoją przygodę ze sceną „Operetki” zakończyło wówczas kilkudziesięciu artystów i muzyków. Zmiany oficjalnie miały urentownić działalność placówki. O wypracowanej przez lata marce, urzędnicy albo nie mówili wcale, albo starali się ją deprecjonować.

Wiosną tego roku, wybuchła afera w Szpitalu Miejskim nr 4. Po złożeniu kolejnych wypowiedzeń przez lekarzy skarżących się na warunki pracy i przede wszystkim sposób zarządzania jednostką, na chwilę przestał funkcjonować oddział chirurgii ogólnej (wcześniej zawieszono funkcjonowanie oddziału chirurgii dziecięcej). Sytuacja w placówce nadal jest daleka od stabilnej.

Zmiany w Teatrze i w służbie zdrowia miały wspólny charakter – wynikały z góry założonego planu realizowanego pod auspicjami Magistratu. Działania urzędników zrodziły wewnętrzne napięcia. W przypadku Muzeum kierunek jest odwrotny – to konflikt w sercu placówki zrodził głębsze reformy w samej jej strukturze. Najbliższe miesiące pokażą czy ta droga będzie kontynuowana.
Michał Szewczyk