Gliwice nie zamierzają wdrażać przepisów tzw. ustawy krajobrazowej, bo jak twierdzi Magistrat, dobrze funkcjonują te obecne, ujęte w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego.
W kwestii chaosu reklamowego próba wywarcia wpływu na urzędników najczęściej prowadzi do prostej konkluzji: skoro przepisy są tak dobre, to dlaczego wciąż jest tak źle? Niestety bez faktycznych chęci i woli przeprowadzenia zmian, problemu nie rozwiążą żadne regulacje prawne.
– Jak można tego nie zauważać? Potężna i niekontrolowana ilość „reklam” w Gliwicach już dawno wymknęła się spod kontroli – pisze w liście do redakcji pan Wojciech, Rybniczanin, który postanowił interweniować w tej sprawie w magistracie.
Najpierw wysłał serię zdjęć, w której prezentuje oblepione reklamową samowolką ściany, słupy i płoty na ul. Daszyńskiego. Później z prośbą o komentarz zwrócił się do naczelników wydziałów UM.
– Niestety, problemy z reklamą, chaotyczną i nieuporządkowaną, wynikają z samowoli budowlanej, której egzekucja należy do organu nadzoru budowlanego – informuje (najpierw pan Wojciecha, a następnie nas) Tatiana Marcinów, Naczelnik Wydziału Architektury i Budownictwa. – Z przykrością stwierdzam, że w przypadku banerów reklamowych wygląd otoczenia zależy w dużej mierze od pomysłu i inwencji przedsiębiorców. Przyjęcie w Gliwicach uchwały regulującej zasady i warunki sytuowania m.in. reklam, nie gwarantuje uzyskania oczekiwanych efektów wizerunkowych w przestrzeni publicznej w zakresie tego typu reklam – dodaje.
– Rzeczywiście odpowiedzialność za brak egzekwowania przepisów ponosi Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Jestem rozczarowany jego postawą w walce z nielegalnymi reklamami i rozumiem zdanie gliwickiego magistratu. Niestety, nie do końca się z nim zgadzam – komentuje Jakub Kowalski z gliwickiego serwisu Gruba Tektura. – Ostatecznie to komu, jak nie włodarzom, powinno zależeć na wyglądzie własnego miasta? Oczekiwanie na samoistne rozwiązanie problemu reklam to proszenie się o estetyczną katastrofę – przekonuje Kowalski.
O wdrożenie przepisów ustawy krajobrazowej wnioskował w ubiegłym roku także radny Jan Pająk (KdGZF).
– Gliwice są obsypane reklamami i banerami, które tylko szpecą miasto. Wiele miast ten problem już rozwiązało właśnie dzięki ustawie krajobrazowej. Można zaczerpnąć dobre pomysły i rozwiązania z uchwał, które zostały już przyjęte przez inne miasta
– proponował w piśmie do wiceprezydenta Piotra Wieczorka.
– Regulacje dotyczące reklam mogą wiązać się ze znacznymi nakładami (w tym kadrowymi) i zmianami organizacyjnymi, w pierwszej kolejności należy sprawdzić i przeanalizować jak funkcjonują rozwiązania w miastach, gdzie takie uchwały zostały podjęte – odpowiadał w lutym 2016 roku Piotr Wieczorek.
I choć wiceprezydentowi można zarzucić urzędniczą spychologię, to nie można odmówić racji w chłodnej ocenie samej ustawy. Dwa lata temu, gdy wchodziła w życie, mówiono o wielkim cięciu i uwolnieniu polskiego krajobrazu od kiczu i bałaganu. Wdrażanie ustawy idzie jednak jak po grudzie, a na drodze stają nie tylko lokalni przedsiębiorcy, ale też… urzędy wojewódzkie (zakwestionowały m.in. uchwały Ciechanowa i Łodzi).
Najpoważniej do pracy wzięli się urzędnicy z dużych miast (m.in. Krakowa, Gdańska, Wrocławia, Katowic czy wspomnianej Łodzi), dla których zadbana przestrzeń miejska może dodatkowo wpływać na atrakcyjność turystyczną miasta. Ale zdaniem ekspertów realne efekty ustawy krajobrazowej możemy zobaczyć dopiero za 2-3 lata.
– Takie przepisy obowiązują m.in. we Wrocławiu, gdzie do kontrolowania reklam uprawnieni są m.in przedstawiciele jednostek organizacyjnych Urzędu Miejskiego, co w znaczący sposób odciąża pracowników PINB. Urzędnicy nie powinni więc mówić, że w Gliwicach funkcjonują najlepsze przepisy z możliwych. Są lepsze rozwiązania, ale nikt nie ma ochoty wprowadzić ich w życie – twierdzi Kowalski, który wypowiedział własną walkę reklamowej samowolce i pod hasłem „Zerwij ze szmatą” publikuje fotografie reklamowego chaosu w mieście. Niestety dużo z nich to przykłady z samego centrum miasta i starówki.
– Naszym zdaniem niezależne media mogą odegrać istotną rolę w walce z samowolnie montowanymi reklamami. Możecie Państwo na łamach gazety piętnować miejsca zaśmiecone banerami reklamowymi oraz edukować mieszkańców i przedsiębiorców, opisując wymogi prawne związane z montażem reklam
– przekonuje Tatiana Marcinów z gliwickiego Urzędu Miejskiego.
Zdaniem ekspertów, szybkość wprowadzanych zmian uzależniona jest od oczekiwań i presji społecznej, a ta choć coraz bardziej zauważalna (głównie w gronie społeczników i ruchów miejskich), ciągle nie jest wystarczająca. Być może łatwiej o zmiany byłoby za sprawą wspólnych działań z urzędnikami (choćby po to by wymusić skuteczniejszą egzekucję Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego).
Spacerując po Gliwicach, trudno nie odnieść jednak wrażenia, że Magistrat problem traktuje po macoszemu, jak kwestię drugiej kategorii. Na marne pocieszenie pozostaje fakt, że w większości miast w Polsce jest podobnie.
Michał Szewczyk