Chuligani zastraszyli mieszkańców osiedla. Czy nie ma sposobu na osiedlowych bandytów?

Grupa chuliganów terroryzuje mieszkańców osiedla Sztabu Powstańczego w Gliwicach – alarmuje prosząca o pomoc Czytelniczka.

Zakłócają spokój, urządzają burdy, giną kolejne zwierzęta. Zastraszeni ludzie boją się interweniować, działania policji okazują się niewystarczające.

Oto list, który napisała do naszej redakcji Czytelniczka, mieszkanka osiedla Sztabu Powstańczego.

„Tematem mojego listu, jest to co dzieje się na moim osiedlu – Sztabu Powstańczego.
Zawsze przebywały tu grupki osób pijących alkohol, biorących narkotyki i robiących burdy. Jednak to, co dzieje się w tym roku, przechodzi wszelkie pojęcie.
.

Już od wczesnych godzin popołudniowych do późnej nocy zazwyczaj w okolicach jednego ze sklepów gromadzą się osiedlowi „koledzy”. No i się zaczyna.

.
Intensywnie piją, drą się tak, że nawet u osoby, którą naprawdę mało co może zdziwić, takie zachowania powodują gęsią skórkę. Piją, oczywiście afiszując się z tym. Przeklinają na cały regulator (dodam tylko, że około 100m obok jest plac zabaw, na który chodzą rodzice z dziećmi).
.

(…) Jeżeli ktoś zadzwoni po policję, to przez kolejne pół dnia w stronę okien wykrzykiwane są wyzwiska i groźby.

.
Strzelają petardami, warto dodać, że to nie są zwykłe „odpustowe” petardy. (…) Robią niezwykle dużo huku i dymią. Strzelają nimi non stop i w dzień i w nocy. Pamiętam sytuację, gdy takowa petarda obudziła mnie o 3 w nocy!
.
(…) Mamy tu na osiedlu pod blokami przejście, tzw. „tunel”, gdzie taka petarda nabiera mocy, ponieważ jest tam straszne echo. Niedawno, gdy moja chora na serce mama przechodziła tamtędy wraz z moim dzieckiem, jeden ze zbirów wrzucił do tunelu petardę. Chyba nie muszę opisywać jak strasznie to na obie wpłynęło. Zadzwoniliśmy wówczas na straż miejską, ale co z tego, skoro zanim przyjechali, tamci zdążyli się już oddalić. Zresztą są bezkarni.
.

Policja przyjeżdża do nich co chwilę ale nie potrafią być skuteczni. Wypiszą im po mandacie, a nieraz tylko pouczą i to wszystko.

.
Osiedlowi „koledzy” jak tylko widzą radiowóz z daleka, rozchodzą się szybko i nawet nie ma kogo spisywać. Ale jak i w jednym, tak i w drugim przypadku nic to nie daje, bo tylko z policji się śmieją i po ich odjechaniu robią jeszcze większy popis swoich bezczelnych i wulgarnych zachowań.
.
Ja już się do tego przyzwyczaiłam, jak i chyba większość ludzi, którzy zresztą boją się nawet odezwać. Dlaczego jednak tak małe dzieci muszą na to wszystko patrzeć, uczyć się takich słów i zachowań? U mnie w domu nikt wulgarnych słów nie używa, a moje dziecko, właśnie dzięki nim, już kilka zna.
.
(…) Tak naprawdę, żeby napisać do Waszej redakcji nakłoniła mnie jednak sprawa przemocy na zwierzętach.
.
Wielokrotnie widziałam, jak któryś ze zbirów próbował złapać jeża do worka foliowego i gdyby nie interwencja, nie wiadomo jak by się to skończyło.
.

(…) Kilka miesięcy temu, mój Tato znalazł w tunelu, w kałuży krwi, naszego małego (2 miesięcznego) kociaka.

.
Krew była nachlapana na pobliskich ścianach. Tata zakopał kotkę ale powiedział, że miała roztrzaskaną głowę, wyglądała jakby ktoś jej to zrobił…. Ale nie było świadków, nie było sprawcy, więc cóż można było zrobić?
.
Jednakże w tym tygodniu (początek września – przyp. red.) wydarzyła się znów straszna rzecz.
.
Mieliśmy w domu 2-letnią kotkę, która się okociła. Wychodziła na dwór, była bardzo przyjazna, ufała ludziom, była lubiana na osiedlu, wszyscy ją znali i zachwycali się tym jaka jest łaskawa, mądra i grzeczna. Była dobrą mamą dla swoich kotków.
.
Po urodzeniu małych nigdy nie wychodziła z domu na dłużej niż godzinę. Pewnego dnia, po południu wyszła i mimo naszych poszukiwań do późnego wieczoru kotka się nie pojawiła.
.

Rano moja mama znalazła ją leżącą pod krzakiem ledwo żywą, nie umiała nawet zamiauczeć, by powiedzieć, że tam jest. Skończyło się to na tym, że kotka mimo pomocy weterynarza zdechła.

.
Miała złamany odcinek piersiowy kręgosłupa, odbite płuca z obfitym krwawieniem do płuc. Weterynarz powiedział mi jasno, że obrażenia wskazują na kopanie lub uderzanie kijem. (…)
.
Policja sobie nie potrafi z nimi poradzić, ludzie też nie, bo przecież się boją, zresztą sprawiedliwości na własną rękę wymierzać nie wolno. Ale czy im wolno wszystko?
.
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji

Interwencję, którą zgłosiła nam Czytelniczka, przekazaliśmy policji i gliwickiemu oddziałowi Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.


Jak poinformował nas Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji, sprawa trafiła do komendanta II komisariatu, który nadzoruje to osiedle.

To, że opisane przez Czytelniczkę osiedle to niezbyt bezpieczne miejsce dla kotów, potwierdza Janina Szymanek, prezes gliwickiego TOnZ: – Jakiś czas temu do domków dla kotów, które zrobili mieszkańcy lubiący zwierzęta, ktoś nasypał wapna gaszonego, co spowodowało, że część czworonogów zmarła w bardzo bolesny sposób. Ani straż miejska, ani policja nie przywiązują do takich zdarzeń szczególnej uwagi, przecież „to tylko kot”. Dlatego ludzie krzywdzący zwierzęta czują się bezkarni.