Co robię na gliwickim deptaku? Pilnuję dziecka, by nie wpadło pod samochód (komentarz)

siemińskiego gliwice

Czy zamknięcie dla ruchu uliczek starówki spowoduje ponowne otwarcie dla samochodów ul. Siemińskiego? Choć to całkiem prawdopodobny scenariusz, miasto na razie „obserwuje sytuację”. Na dawnej ul. Wieczorka potrzebne są jednak szybkie zmiany, a brak działań jest najgorszym z możliwych rozwiązań.

Otwarty w marcu 2018 roku tzw. woonerf od początku był przestrzenią dysfunkcyjną, generował konflikty między pieszymi a kierowcami i dezorganizował komunikację. Po ponad roku stagnacji, latem ubiegłego roku drogowcy zamknęli Siemińskiego dla ruchu i powstał deptak. Teoretycznie, bo z deptakiem to miejsce ma niewiele wspólnego.

Spójrzmy na 20 sekundowe nagranie zarejestrowane w czerwcowy wtorek około godziny 12:00.


Urząd Miejski poproszony o komentarz kieruje nas do policji. Z kolei drogowcy nie widzą potrzeby żadnych zmian i zapewniają, że do ZDM nie dotarły „żadne uwagi, skargi lub sugestie, które skłoniłyby do jakichkolwiek modyfikacji na tym obszarze”. Można nie robić nic, można gonić mieszkańców mandatami, ale jestem przekonany, że można też  niewielkim kosztem zmienić to miejsce z korzyścią dla mieszkańców i miasta.

DLACZEGO SIEMIŃSKIEGO „NIE DZIAŁA”?

1. Na Siemińskiego nic nie wskazuje, że to deptak – to grzech założycielski tej przestrzeni. Projekt woonerfu był na tyle nieinwazyjny, że nie stworzył wśród gliwiczan poczucia wyjątkowości tej ulicy. Postuluje się, by na woonerfach było jak najmniej znaków drogowych, tak aby użytkownicy brali odpowiedzialność za interpretowanie przestrzeni. To zagospodarowanie terenu, układ ulicy, rozkład platform powinien sugerować na wjeździe, że nie jesteśmy na zwykłej ulicy, a pierwszeństwo mają niechronieni uczestnicy ruchu. W Gliwicach jest przeciwnie, to zmotoryzowani mają do dyspozycji szeroki i stosunkowo prosty odcinek – aż prosi się żeby przyspieszyć.

Przed kierowcami wjeżdżającymi na „deptak” rozciąga się długa, szeroka ulica. Nic, tylko przyspieszyć.

2. Kierowcy nie przestrzegają przepisów – Siemińskiego to chyba najszerszy buspas w tej części Europy. Ale oprócz pojazdów uprzywilejowanych, z ulicy nagminnie korzystają także „zwykli” kierowcy, mając za nic wprowadzone przepisy, w tym ograniczenie do 20 km/h (nierzadko prędkość przekraczają kierowcy autobusów). Często są to też osoby spoza miasta, które kierowane są tu przez nawigację GPS.

3. Brak fizycznych ograniczników (szykan) – progi zwalniające czy szykany to najprostszy sposób, by zakomunikować o specyfice ulicy, a przy okazji ukrócić zapędy kierowców. Przy obecnym rozwiązaniu niektórzy z nich rozpędzają się grubo ponad 50 km/h, korzystając z pustej ulicy.

Wszechobecna „słupkoza” wzmaga przekonanie użytkowników dróg, że na ul. Siemińskiego są dwie wyraźnie zdefiniowane strefy – jedna dla pieszych (chodnik), a druga dla kierowców (jezdnia).

4. Piesi nie korzystają z otrzymanej możliwości – trudno za to winić mieszkańców, bo korzystanie z pełnej szerokości ulicy jest po prostu niebezpieczne. Taki spacer to też konieczność ciągłego schodzenia na bok, by przepuścić samochody.

5. Taksówkarze robią sobie skrót – taksówki nie podlegają wyłączeniom i nie mogą wjeżdżać na deptak (chyba, że po klienta). Tymczasem taksówkarze z premedytacją robią na Siemińskiego skrót (by szybciej dojechać na postój na placu Mickiewicza). Większość ignoruje też ograniczenie prędkości.

Taksówkarze nie są wyłączeni od zakazu wjazdu na ul. Siemińskiego. Mimo to wielu z nich nie przestrzega przepisów.

6. To nigdy nie była ulica o marginalnym ruchu – woonerfy z reguły powstają na ulicach o niewielkim natężeniu ruchu. Dawna ul. Wieczorka była (i dla wielu nadal jest) ważnym łącznikiem komunikacyjnym ze ścisłym śródmieściem. Zamknięcie ulicy nie było więc naturalne, a tak radykalny krok wymaga wśród użytkowników powszechnej akceptacji, której najwyraźniej w Gliwicach nie ma.

7. Zignorowanie problemu przez miejskie służby i radnych – kiedy na Siemińskiego zamiast spacerować czy spędzać czas ze znajomymi, stale pilnuję dzieci, by nie wybiegły na ulicę, trochę pomstuję na urzędników, a trochę załamuję ręcę nad trwającym od 2 lat drogowym bareizmem. Jestem na deptaku, a jednocześnie silniej niż na innych – jasno zdefiniowanych – ulicach, pilnuję, by nie zostać potrąconym przez samochód. Mimo generowania takiego niebezpieczeństwa, temat jest ignorowany przez drogowców, a sprawą nie zainteresowali się też radni.

CO MOŻEMY ZROBIĆ BY NAPRAWIĆ SIEMIŃSKIEGO?

1. Dezercja – wycofujemy się z pomysłu i przywracamy normalny ruch samochodowy

Rozwiązanie najłatwiejsze do realizacji i zapewne przez wielu urzędników oczekiwane. Tolerowanie obecnego stanu pokazuje, że Siemińskiego jest im co najwyżej obojętna. A skoro rodzi problemy i pretensje to najłatwiej pozbyć się problemu raz na zawsze. Ale wycofanie się z tego pomysłu byłoby porażką nas wszystkich. Przepadłby projekt, z którego dumni są mieszkańcy wielu miast w Polsce. Bo ograniczanie ruchu w centrach miast nie jest fanaberią aktywistów miejskich, tylko działaniem realnie podnoszącym jakość życia w mieście. Jeżeli traktujemy miasto wspólnotowo, jako przestrzeń do spędzania wolnego czasu, przebywania w nim, a nie tylko załatwiania spraw w urzędzie, nie wolno nam ot tak wypuścić z rąk jakiejkolwiek miastotwórczej idei. Jeżeli walczymy o zieleń w mieście, o dialog społeczny, o nowe drogi rowerowe, o dostęp do kultury, kwestia Siemińskiego nie może być nam obojętna.

2. Krok wstecz – zamieniamy deptak z powrotem w woonerf, ale na nowych zasadach

Jest zasadnicza różnica między tymi dwiema formami, choć często mam wrażenie, że obie stawiane są na jednej szali w opozycji do interesów kierowców. Takie antagonizowanie pieszych i kierowców widoczne jest zresztą w wielu komentarzach w social mediach. Zestaw wzajemnych pretensji lepi zresztą konflikt gorący, ale zupełnie jałowy. W mieście jestem przede wszystkim pieszym, ale przemieszczam się też samochodem i lubię to robić. Dlatego woonerf powinien być odpowiedzią na rozgrzane głowy dwóch stron sporu. Ale musi być dobrze zaprojektowany.

Woonerf na ul. Traugutta w Łodzi. Modelowy przykład dobrze zaadoptowanej przestrzeni. Widoczna na zdjęciu jezdnia, w pewnym momencie przełamana jest zakrętem 90 stopni, co skutecznie ogranicza szybkość jazdy samochodów, ale jednocześnie zapewnia pełną przepustowość.

Ten sprzed dwóch lat był błędem także dlatego, że nikt z nim się nie identyfikował – kierowcy psioczyli, aktywiści rozkładali ręce, urzędnicy o nim zapomnieli, a projektant, który traktował tę przestrzeń jak proces i chciał na bieżąco wprowadzać poprawki, został przez drogowców kompletnie odsunięty od przedsięwzięcia. Ewentualny powrót woonerfu na Siemińskiego trafiłby obecnie na dobry czas, bo zamykane dla ruchu (wreszcie) są uliczki starówki. Można spokojnie postawić więc na wariant pośredni. Ale trzeba to zrobić dobrze: przemyśleć jednokierunkowość ulicy, rozważyć obecność autobusu (zdecydowanie przeskalowanego w tej przestrzeni), wprowadzić czytelne i bardziej inwazyjne szykany. Tak aby nie sposób było się tu rozpędzić, a użytkownicy dróg wiedzieli, że nie są na normalnej ulicy.

Łódzkie woonerfy powstawały z inicjatywy mieszkańców, w ramach budżetu obywatelskiego. Były jednymi z pierwszych w Polsce.

3. Usprawnienia deptaku – wprowadzamy szykany drogowe na wjeździe (progi, wysepki, grzybki)

Jeśli urzędnicy chcą wyjść z twarzą, nie narażając się na brak konsekwencji i marnotrawstwo publicznych pieniędzy, mogą to zrobić w bardzo prosty sposób. Dodatkowe szykany czy progi zwalniające przy wjeździe na deptak to gwarancja nizszej prędkości, z jaką będą poruszać się kierowcy. Jeśli dodamy do tego współpracę z policją (nie w celu wlepiania mandatów, ale wydawania pouczeń), akcje miejskie zachęcające do spacerów po Siemińskiego w całej jej szerokości i być może poszerzenie podestów kawiarnianych, deptak może stać się wreszcie deptakiem.

Ale aby coś leczyć, najpierw trzeba postawić diagnozę. Jednak z informacji przekazanych przez ZDM pacjent ma się dobrze. I to pierwszy, zasadniczy problem, od którego musimy zacząć. Uświadomić urzędników, że na Siemińskiego dzieje się źle, a naprawdę nie trzeba wiele by to zmienić. Dla Gliwic i dla naszego bezpieczeństwa.

Michał Szewczyk