Wraca sprawa likwidacji rosyjskiego czołgu T-34, stojącego u zbiegu ulic Powstańców Warszawy i Jasnogórskiej. Wojna w Ukrainie każe spojrzeć na zabytek z zupełnie innej perspektywy.
Temat pomnika ze skweru w pobliżu komendy policji oraz sądu rejonowego wypłynął podczas poniedziałkowej sesji rady miasta. A wypłynął po sześciu latach.
W roku 2016 rozpętała się bowiem burza, gdy z 4. Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Gliwicach przyszła wiadomość: T-34 zostanie zabrany, trafi do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
„Czołgu nie oddamy”, krzyczeli wtedy gliwiczanie. Społecznicy organizowali przy pomniku happeningi, pisali pisma z protestami do wojewody, a na Facebooku powstała specjalna grupa o nazwie Spontaniczny Komitet Obrony Czołgu – Gliwice. Dezaprobatę wyrazili też gliwiccy radni, tworząc nawet projekt uchwały, a potem – głosując za pozostawieniem zabytku w mieście.
Jednym z radnych, bardzo wówczas aktywnym, był Zbigniew Wygoda (dziś Koalicja Obywatelska). Zdanie zmienił.
– Byłem osobą, która broniła czołgu – przyznaje. – Ale w chwili obecnej kwestia jego pozostawienia jest dyskusyjna – Wygoda dodał wprost, że powinno się rozważyć demontaż zabytku.
T-34 stał się kontrowersyjny właśnie jako pojazd radziecki.
A w świetle rosyjskiej agresji na Ukrainę troska o zabytek nie wszystkim się podoba. Podczas sesji, w czasie wolnych wniosków, jako pierwszy powiedział o tym Zdzisław Goliszewski z Prawa i Sprawiedliwości.
– W związku z wydarzeniami na Ukrainie, wielu mieszkańców dzwoni i pyta, czy zasadne jest dalsze utrzymywanie pomnika – czołgu rosyjskiego, który, jak już dziś wiemy, nie ma nic wspólnego z wyzwoleniem i wolnością.
Goliszewski twierdzi, że to pytanie zadają nawet ci, którzy kiedyś protestowali przeciwko przeniesieniu zabytkowego pojazdu do muzeum w Bydgoszczy.
Warto dodać, że Goliszewski z kolei był jedynym radnym, który w roku 2016 zagłosował przeciwko projektowi uchwały, by czołg zostawić w dotychczasowej lokalizacji.
Przypomnijmy. Radziecki T-34 był wykorzystywany na froncie II wojny światowej, a część historyków twierdzi, że to jeden z czołgów sowieckich, które w roku 1945 jako pierwsze wjechały do Gliwic. Nasz miał zostać postrzelony z broni przeciwpancernej i jako uszkodzony pozostać w mieście. Zaczęliśmy traktować go jako symbol przeszłości i zabytek techniki, na stałe wpisany w gliwicki krajobraz. Najwyraźniej teraz zaczyna się to zmieniać.
Grupa aktywistów, broniąca kiedyś czołgu, nadal istnieje na Facebooku. Na razie jednak nie pojawił się żaden nowy wpis.
Zobaczymy, jaki ruch wykona teraz miasto, bo to ono jest właścicielem czołgu.
Gliwice przejęły pomnik od Ministerstwa Obrony Narodowej w sierpniu 2020 roku, po tym, jak MON ogłosiło nabór wniosków o nieodpłatne przekazanie mienia ruchomego Skarbu Państwa.
(sława)