Dieta na cele charytatywne, blog wideo, 200 złotych dla młodzieży. Co obiecują nowi radni?

Jest ich trzech, w każdym z nich inna krew (przynajmniej ta samorządowa-polityczna), ale jeden przyświeca im cel – zmieniać Gliwice.

Hodura, Kowalski, Wróblewski to nowi radni, którzy razem wzięci mają mniej lat niż kilku starszych członków Rady Miasta.
Na zdjęciu od lewej: Patryk Hodura, Paweł Wróblewski, Bartłomiej Kowalski.

TRZYNASTKA BYŁA SZCZĘŚLIWA

Zdobył w swoim okręgu 779 głosów. To najlepszy wynik wśród debiutantów. A wszystko z trzynastego miejsca na liście. Nie mógł liczyć ani na poparcie tych wybierających „jedynki”, ani na głosujących „z litości” na ostatniego. Paweł Wróblewski (25 lat) zgarnąłby chyba palmę pierwszeństwa w kategorii: „najbardziej świadomy wybór gliwiczan”.

– Nie opierałem się na samej kampanii. To byłoby błędem. Dałem się poznać mieszkańcom dużo wcześniej – podkreśla nowy radny.

Od lat prowadzi nieodpłatne porady prawne m.in. w klubach seniora. Studiował zaocznie prawo na Uniwersytecie Śląskim. Praca magisterska? Na temat prawa własności intelektualnej, ale od zawsze pociągała go tematyka samorządu terytorialnego. Pierwsze szlify ma już za sobą. Pełnił funkcję przewodniczącego Młodzieżowej Rady Miasta. Jak sam mówi, to była prawdziwa szkoła samorządności. Teraz, jako radny Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza chce zająć się bezpieczeństwem w mieście.

– W Gliwicach idziemy w dobrym kierunku, wielu znajomych z innych miast zazdrości nam tego co tu się dzieje, ale jak zawsze jest jeszcze wiele do zrobienia – mówi.

O swojej działalności będzie informować mieszkańców na bieżąco w formie video.

Chce w ten sposób przybliżyć pracę radnego, a zarazem ma to być swoista motywacja do lepszej pracy. Zależy mu by gliwiczanie mieli z nim łatwy kontakt. Startował z okręgu, w skład którego wchodziło 9 dzielnic, często znacznie oddalonych od siebie i mających inne problemy. Teraz w każdej z nich będzie szukał chętnych do współpracy.

– W weekend wreszcie będę miał trochę czasu, żeby znowu otworzyć „Prawo samorządu terytorialnego”. Dobry radny to przygotowany radny.

FALSTART

Najpierw było chodzenie z ulotkami, potem wieszanie billboardów i obecność na politycznych wiecach. Bardziej na zapełnienie publiki, niż na realny udział. W tym roku wreszcie przyszedł czas na próbę sił w wyborach. Z „Młodych Demokratów” (młodzieżówka PO) – Chodorowski, Wiaderny, Jurczyk, Hodura. Udaje się tylko temu ostatniemu. Jeszcze w trakcie kampanii pojawiają się jednak wątpliwości. Na plakatach widoczny jest bardziej niż sam lider partii, jego reklamy wiszą w wielu miejscach „na dziko”, świadkowie informują o łamaniu ciszy wyborczej…

– Dlaczego zostałem wybrany? Nie wiem, może mieszkańcom spodobał się mój program – mówi Patryk Hodura (20 lat).

Chce zająć się miejskim monitoringiem, sprawami mieszkaniowymi i sportem. Bardziej oryginalnie prezentuje się zapewnienie z ulotki wyborczej.

„Zostając radnym, działalność tę chcę nadal realizować społecznie, a środki należne z tytułu mandatu radnego przeznaczę na rzecz instytucji charytatywnych”.

– To będzie stworzona przeze mnie fundacja „Bezpiecznie miasto, bezpieczna gmina” – wyjaśnia.

Na pierwszą sesję wejdzie do Rady Miasta jako radny niezrzeszony. Usunięty z partii za sposób prowadzenia kampanii wyborczej, w Platformie już raczej miejsca nie znajdzie. Z małym bagażem doświadczeń, a z dużym negatywnym szumem wokół swojej osoby, nie może też na razie liczyć by ktoś go przygarnął. Czasu na przeczekanie i ponowny start w dorosłą politykę Hodura ma jednak dużo. Jest najmłodszym radnym tej kadencji.

NIEBIESKO-CZERWONY RADNY

W wyborczą noc pojawiają się pierwsze wyniki głosowania. Bartłomieja Kowalskiego (23 lata) nie ma na liście tych, którym się udało. Jeszcze w nocy jeździ po komisjach i sprawdza końcowe protokoły. Szybko okazuje się, że o mandat ściga się z Marcinem Ziachem z PO. O wyniku zadecyduje ogólny wynik partii w okręgu. Kowalski jest spokojny. To jego debiut w wyborach samorządowych i wie, że i tak zebrał solidne poparcie. We wtorek jest już przesądzone – PiS niewielką ilością głosów bije Platformę i Kowalski wchodzi do Rady.

– Z rozmów z mieszkańcami wynikało, że miasto nie jest źle rządzone, ale przy tych wszystkich wielkich inwestycjach zapomina się o bliskich potrzebach. Ja m.in. chcę żeby przy ul. Chorzowskiej powstało boisko i podłączono tę część Gliwic do ciepłowni miejskiej – mówi Kowalski pytany o źródło swojego sukcesu.

Od kilku lat zasiada w radzie osiedlowej na Zatorzu. Jego konikiem jest przede wszystkim Piast Gliwice, gdzie swego czasu działał w biurze prasowym.

– To było w 2010 roku. Nie było pieniędzy, ale była atmosfera której teraz nie ma.

Klub zaczął rosnąć w siłę, ale umowa z Kowalskim nie została przedłużona, a on stał się zajadłym krytykiem gliwickich działaczy. Przy Okrzei nie jest teraz przez nich mile widziany. Twierdzą, że godzi w dobre imię klubu. Ale właśnie otworzyła się przed nim nowa furtka.

– Radni mają darmowy wstęp na strefę VIP, gdzie za friko pojedzą, popiją i pogawędzą. Taki łakomy kąsek, warto więc dotować go publicznymi pieniędzmi – pisał Kowalski na swoim blogu. Teraz chce stworzyć precedens.

Za bezpłatne oglądanie meczu, będzie przekazywać miesięcznie 200 złotych na szkolenie młodzieży.

Do tego pomysłu chce zachęcić innych radnych-kibiców.

Na jego publicznym profilu na facebooku montaż graficzny tygodnika „W sieci”: katastrofa smoleńska i zestrzelony samolot Malaysia Airlines. Tak mają zabijać Rosjanie.
– Mam konserwatywne poglądy, staram się żeby tradycyjne wartości zostały zachowane. Na przykład nie podoba mi się to co się teraz dzieje z gender – mówi.

Na tym samym profilu, który mógł odwiedzić każdy (do niedawna) – zapis dyskotekowych wypadów, alkohol, dziewczyny, śpiew.
– Czy licuje to z powagą radnego? – pytamy.
– Jestem młody i staram się spędzać soboty tak by oderwać się od ciężkiego tygodnia. Ale wszystko w granicach rozsądku, zawsze panuję nad sobą – przekonuje.

PiS w Gliwicach osiągnęło dużo lepszy wynik niż cztery lata temu, w ogólnopolskich sondażach też idzie w górę. Polityczna kariera stoi otworem?

– Nie powiem, że nie, bo można coś więcej zrobić nie tylko dla Gliwic, ale także dla kraju. Jednak wszystko w swoim czasie. Karierę polityka można porównać do tej piłkarza. Ja na razie jestem młodzieżowcem.

Michał Szewczyk