Druga szansa? Zamiatanie i malowanie zamiast więzienia

913 – tyle było na początku miesiąca spraw w wykonaniu gliwickiego sądu, w których osoby skazane, zamiast do więzienia mogą pójść do pracy.

Społecznej i nieodpłatnej oczywiście. Jest to tzw. kara ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania kontrolowanej pracy. Czyli inaczej rzecz ujmując – ratunek przed aresztem.

Gliwicki sąd zamiast „za kraty” oddelegowuje do pracy społecznej skazanych lub ukaranych za lżejsze przestępstwa. Czyli za co? Na przykład za znieważenie funkcjonariusza publicznego, kierowanie pod czyimś adresem gróźb karalnych, zanieczyszczenie miejsca publicznego, drobną kradzież czy też zniszczenie lub uszkodzenie czyjejś własności. Podobnego wyroku mogą spodziewać się także „alimenciarze”, osoby spożywające alkohol w miejscu do tego niedozwolonym albo paserzy. Wyrok pracy na rzecz lokalnej społeczności usłyszeli w Gliwicach także oszuści ( w tym internetowi), osoba składająca fałszywe zawiadomienie o przestępstwie, skazana za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości czy też odmawiająca przyjęcia mandatu.


Wysokość kary, czyli ilość godzin, które skazany musi odpracować zależy oczywiście od ciężkości czynu, a jej rodzaj m. in. od płci i umiejętności.

– Skazani wykonują głównie prace porządkowe typu: zamiatanie, grabienie liści, odśnieżanie, koszenie. Rzadziej pracują w dziale zieleni i są to głównie kobiety. Wykonują takie prace jak pielenie roślin czy sadzenie. Sporadycznie mężczyźni wykonują także drobne prace remontowe wewnątrz budynku, czyli malowanie, przenoszenie mebli, krzeseł. Wszystko zależy od potrzeb placówki i umiejętności skazanych – informuje Dorota Deciuk z Sądu Okręgowego w Gliwicach.

[pullquote align=”left” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Zasądzanie prac społecznych to zarówno jeden ze sposobów na przeładowane często areszty, ale także swego rodzaju mniej dotkliwa „nauczka” dla skazanych za drobne wybryki.[/pullquote]

Okazuje się jednak, że prawie nikt z gliwickich skazanych nie chce tej szansy wykorzystać.

– Większość kar ograniczenia wolności kończy się modyfikacją wyroku. (…) Duży odsetek osób skazanych na KOW (kara ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania kontrolowanej pracy – red.) nie zgłasza się już na pierwsze wezwanie do kuratora w celu określenia miejsca i rodzaju pracy – tłumaczy Dorota Deciuk.

Wtedy rusza prawnicza machina – wzywa się skazanego, zazwyczaj bezskutecznie, do rozpoczęcia zasądzonej pracy, następnie do sądu kierowane są wnioski o orzeczenie kar zastępczych. Głównie jest to zamiana na karę pozbawienia wolności. Czasem, choć ktoś dobrze zaczyna, źle kończy:

– Pozostali ze skazanych podejmują pracę lecz nie zawsze ją kontynuują. Niewielki jest odsetek kar zakończonych na podstawie wypracowania 100% wymiaru godzin – dodaje Dorota Deciuk.

Warto dodać, że zazwyczaj sąd „idzie na rękę” skazanym, dając im możliwość pogodzenia wykonywania kary z pracą zawodową czy nauką. Każda z osób ma też swojego opiekuna.

– Karę ograniczenia wolności organizuje i kontroluje zawodowy kurator sądowy. Po skierowaniu skazanego do wyznaczonego podmiotu, w którym ma wykonywać prace społeczne, pracę jego nadzoruje wyznaczona „osoba odpowiedzialna „, która informuje kuratora o przebiegu kary, przekazuje zbiorczą ewidencję wykonanych godzin i tak dalej – wyjaśnia Dorota Deciuk.

W gliwickim Areszcie Śledczym przebywa obecnie 326 osadzonych (na 412 miejsc). Niektórzy z nich „odsiadują” karę zastępczą za niewykonanie zasądzonych wcześniej prac społecznych.

Katarzyna Klimek