Gliwice (prawie) najlepszym miastem w Polsce? Tak sugeruje ranking tygodnika „Wprost”, który badał sytuację finansową polskich gmin i ich „przyjazność dla mieszkańców”.
Wniosek co najmniej zaskakujący, zwłaszcza w roku, w którym w mieście wybuchły dwa poważne konflikty (sprawa GTM i zbiorników retencyjnych). Oba były podręcznikowym przykładem urzędniczej obojętności na głos mieszkańców. Nie chodzi o to by przekonywać, że sytuacja finansowa Gliwic jest zła (bo taka nie jest), ale, że czytanie rzeczywistości za pomocą tabelek i cyferek czasem jest tylko ślizganiem się po powierzchni prawdy.
NIEZNOŚNY DYKTAT CYFEREK
– Znowu o rankingach. To jest w zasadzie stały element takiej prezentacji, możliwe, że trzeba będzie z niego zrezygnować, bo jest tego już pewien nadmiar – mówił Zygmunt Frankiewicz na wrześniowej sesji Rady Miasta, w sprawozdaniu z pracy prezydenta. Po czym przedstawił wysokie pozycje Gliwic w rankingach pism „Wspólnota” i „Rzeczpospolita”.
W minionym tygodniu doszło kolejne zestawienie, przygotowane przez tygodnik „Wprost”. Gliwice wśród miast na prawach powiatu znalazły się na drugim miejscu, za Gdańskiem a przed Warszawą, Olsztynem i Krakowem. Głównymi kryteriami zestawienia były: otwartość na biznes, racjonalne gospodarowanie finansami i przyjazność dla mieszkańców.
[perfectpullquote align=”full” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Jaką miarą sprawdzono to ostatnie kryterium? Tego tygodnik nie precyzuje. [/perfectpullquote]Może ktoś rozmawiał z mieszkańcami, którym wiosną oznajmiono, że pod ich oknami powstanie infrastruktura przeciwpowodziowa? A może ktoś śledził „rozbiórkę” Gliwickiego Teatru Muzycznego? Zdeptanie wieloletniej tradycji i wyzbycie się uznanej marki pod płaszczykiem racjonalnego zarządzanie finansami (do umocnienia pozycji w rankingowych tabelkach jak znalazł). Ale może jednak wzięto pod uwagę budżet partycypacyjny? Ten, który po raz pierwszy w tym roku zadziałał przyzwoicie, ale jeszcze w kwietniu przez część rad osiedlowych nazywany był „antyobywatelskim”.
Wreszcie, może ktoś przeszedł się po Gliwicach, doglądnął porządku na placu Piastów, schronił się pod cieniem ekranów na ul. Jagiellońskiej, poszukał przejścia dla pieszych nad DTŚ, ocenił weekendową ofertę kulturalną miasta, wsiadł na rower i spróbował przejechać przez centrum miasta?
Może ktoś to sprawdził. A może nie. Bo jak to zmierzyć? Jak przedstawić na wykresie, zamienić w jednoznaczny ciąg cyferek?
KIJ MIĘDZY SZPRYCHY
Gliwicom od kilku lat brakuje wizji, tak jakby resztki wyobraźni pochłonęła myśl o igrzyskach na arenie, która z miejskiego portfela pochłonęła kilkaset milionów złotych. Gigantomania Hali Gliwice, jak lewiatan zjada od środka prawie każdą inną miejską inicjatywę.
[perfectpullquote align=”full” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Przez wiele lat studiowałem w Katowicach. To było miasto, z którego każdy pospiesznie uciekał. Kto nie mógł, ten zastygał w jego marazmie.[/perfectpullquote]To była permanentna stagnacja miasta, które tylko udawało wielkomiejskość, stojąc dumnie na krzywych nogach, w lakierkach z wystającą słomą. Minęło kilka lat, a Katowice powstały jak feniks z popiołów. Teraz są magnesem przyciągającym przedsiębiorców, artystów i co kiedyś było nie do pomyślenia – turystów. W centrum animowano życie, do miasta można przyjeżdżać na spacer i cieszyć się przestrzenią – miastotwórczą, zaprojektowaną „by łączyć a nie dzielić”.
Jeszcze przed tą zmianą, Gliwice z Katowicami słusznie porównywano. Były prymusem tryskającym witalnością przy zgorzkniałym starcu, cenionym jedynie ze względu na zajmowaną pozycję. Ale w ostatnich latach nad Kłodnicą, ktoś włożył kij między szprychy szybkiego rozwoju. Gliwice dziś, to trudne zmagania ze zrównoważonym rozwojem, dystans między infrastrukturą i obywatelem. Pędzi jeszcze koniunktura gospodarcza, starcza na przyciągania inwestorów, ale zatrzymało się coś niemierzalnego – duch miasta i pozytywny ferment, który za sprawą „studenckiego ducha” zawsze w mieście buzował. Tam gdzie powinno go być najwięcej – w kulturze – mamy odrętwienie i instrumentalne traktowanie artystów (Międzynarodowy Festiwal Filmowy „DRZWI”, Gliwicki Festiwal Bachowski, wspomniany GTM). Decyzje podejmowane wedle urzędniczego klucza sympatii i antypatii. Z tak zwanych imprez wielkich, plenerowych, jeśli już cokolwiek, to zamiast Carminy Burany i Cesarii Evory – discopolo albo popgwiazdy jednego przeboju (doprawdy zastanawiające jak w to wszystko zaplątał się w czerwcu Artur Rojek).
Co więcej (poza Halą Gliwice), w ostatnich latach, z małymi wyjątkami, w mieście co najwyżej kończono to co w planach było już od dawna. Ze środków pozamiejskich przebudowano dworzec PKP, a do miasta wreszcie wjechała średnicówka. Choć dokończenie DTŚ, to wydatna zasługa zaangażowania prezydenta Gliwic, to jednak nie Gliwice pociągały za sznurki tych inwestycji. Symbolicznie za to rozprawiono się z remontem starówki – wybijając zęby wizji, która za tą modernizacją stała – zamknięcia dla ruchu i wprowadzenia strefy dla pieszych (obecnie działająca „strefa zamieszkania” z ograniczeniem prędkości do 20km/h to farsa, z której co jakiś czas kpią domorośli amatorzy szybkiej jazdy).
WY MATEMATYKA
[perfectpullquote align=”full” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Urzędnicy w Gliwicach zbudowali mur, na którym wypisali dane o finansowych ratingach i kilka innych rachunków. To ich tarcze i jedna z odpowiedzi na brak dialogu, tłumaczonego koniecznością podejmowania trudnych decyzji.[/perfectpullquote]Niezdolność porozumienia idealnie wyraża nowa miejska architektura. To przestrzenna relacja budowana za pomocą nowej drogi między parkiem a szkołą, wielkim placem (ten nad DTŚ przypomina odhumanizowane przestrzenie komunistycznych koszmarków) czy pokracznym dyskontem w sercu miasta.
– Wy matematyka, my muzyka – skandowali podczas pikiety artyści likwidowanego GTM. To hasło dobrze oddaje nie tylko problem teatru, ale sposobu zarządzania miastem w ogóle. Model menadżerski, w którym Gliwice są sprawnie funkcjonującym przedsiębiorstwem to było sedno sukcesu miasta jeszcze dekadę temu. Teraz to coraz częściej czas – nie na prezesa zarządu, technokratę znad biurka doglądającego finansowych bilansów – ale gospodarza, który po partnersku „wychodzi do ludzi”.
W dzisiejszych Katowicach uderza, jak po latach stagnacji, miasto pod ręką tego samego prezydenta potrafiło się otrząsnąć i stworzyć siebie na nowo.
– Nie zmieniliśmy prezydenta, sprawiliśmy, że on sam się zmienił – powiedział mi jeden z katowickich społeczników, jeszcze w czasie ubiegłej kadencji.
Być może to scenariusz dla Gliwic. „Wy matematyka”, a my czekamy na więcej.
Michał Szewczyk
GLIWICE W RANKINGACH POLSKICH GAZET (2016r.):
Ranking samorządów „Rzeczpospolita”: III miejsce wśród miast na prawach powiatu
Ranking zamożności samorządów pisma „Wspólnota”: III miejsce wśród miast na prawach powiatu
Ranking samorządów „Wprost”: II miejsce wśród miast na prawach powiatu