Hulajnogi pędzące chodnikiem, hulajnogi przewożące po dwie osoby, wreszcie – hulajnogi porzucone, gdzie popadnie. Nieodpowiedzialni użytkownicy robią pod górkę tym, którzy z pojazdów korzystają prawidłowo.
Scena z życia. Na jezdni, niedaleko krawężnika, ktoś zostawił wypożyczoną hulajnogę. Kierowca samochodu zatrzymał swój pojazd, wyszedł, złapał hulajnogę i… z impetem rzucił na chodnik. Aż gruchnęło.
Hulajnogi tylko dla rozumnych
Zachowanie kierowcy samochodu oczywiście naganne. Po pierwsze, szkoda sprzętu, który przez taki upadek mógł się uszkodzić. Po drugie, hulajnoga nie stała już wprawdzie na jezdni, ale leżała na środku chodnika, tym razem przeszkadzając pieszym. Z drugiej strony trudno dziwić się kierowcy, któremu zwyczajnie puściły nerwy. Stojące byle gdzie hulajnogi niejednego już wyprowadziły z równowagi.
Miasto, chcąc problemowi zaradzić, wymalowało specjalne miejsca parkingowe (jest ich 15 w całych Gliwicach) właśnie dla tych jednośladów. I choć pomysł dobry, nie działa, bo mija się z celem. Sens wypożyczenia hulajnogi jest taki: podjechać jak najbliżej miejsca docelowego. Nikt nie będzie więc szukał jednego z kilkunastu parkingów.
Niestety, ten problem póki co rozwiązania nie ma. Podobnie jak nie ma rady na osoby, które, mając kosz metr od siebie, wyrzucają śmieć na chodnik. Z problemem innym, niedozwolonej jazdy przez miasto, już poradzić sobie można.
Hulajnoga – hulajdusza
Nieodpowiedzialni użytkownicy hulajnóg robią złą robotę tym, którzy z urządzeń korzystają w sposób prawidłowy. Złość skupia się na wszystkich. Coraz częściej chodnikami w Gliwicach hulajnogi pędzą bowiem, ile mogą, utrudniając ruch i stwarzając niebezpieczeństwo. Nierzadko na jednym pojedzie stoją dwie osoby. W tym ostatnim przypadku zrozumieć można jeszcze głupie pomysły nastolatków, ale już rodzica przewożącego dziecko – nie.
Gliwicka policja przypomina, że na hulajnodze elektrycznej nie można jeździć, jak się podoba. To nie zabawka, ale pojazd, którym można spowodować kolizję bądź wypadek. Dlatego użytkowników obowiązują przepisy ruchu drogowego.
– Kierujący hulajnogą zobowiązany jest korzystać z drogi lub pasa ruchu dla rowerów. Jeżeli ich brak, musi korzystać z drogi, o ile dopuszczalna prędkość nie jest większa niż 30 km na godzinę – przypomina podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. – Jeśli z kolei ruch na jezdni dozwolony jest z prędkością wyższą, jadący hulajnogą może, wyjątkowo, poruszać się chodnikiem, ale z prędkością zbliżoną do prędkości pieszych i z zachowaniem szczególnej ostrożności. Musi poza tym ustępować pieszym pierwszeństwa i nie utrudniać im ruchu. Ma także obowiązek zejść z hulajnogi i przeprowadzić ją przez jezdnię w przypadku, gdy nie ma przejazdu dla jednośladów, a jedynie przejście dla pieszych.
Słomski przypomina też, że na hulajnodze nie można przewozić ani dodatkowych osób, ani zwierząt, ani bagażu. Za taki „transport” zapłacimy mandat do 500 zł, zaś w przypadku jakiegoś zdarzenia policjant skieruje sprawę do sądu. I tu już kara będzie dotkliwsza, bo zakończona grzywną w wysokości 5 tys.
I jeszcze jedno: hulajnogi nie można stawiać dowolnie, gdzie się chce. W przypadku braku wyznaczonego miejsca, można ją zostawić na chodniku, lecz jak najbliżej jego zewnętrznej krawędzi, tej najbardziej oddalonej od jezdni, i to równolegle do niej.
Akcja „Hulajnoga”
Mimo zagrożenia karami niektóre osoby jeżdżące na hulajnogach nagminnie łamią zasady. Szczególnie ludzie bardzo młodzi. Dlatego piesi i kierowcy oczekiwaliby egzekwowania przepisów od tych użytkowników dróg. Na przykład akcji na zasadzie różnych policyjnych kampanii, jak działania „Motocykl” czy „Prędkość”. Podczas nich można by sprawdzać, czy młodzież poniżej 18. roku życia, korzystając z hulajnogi elektrycznej, posiada kartę rowerową.
– Akcja „Hulajnoga”… Owszem, policja mogłaby taką zorganizować – mówi podinsp. Słomski. Jest jednak jedno „ale”.
– Nie chcę, rzecz jasna, bagatelizować zagrożeń powodowanych przez niektórych użytkowników hulajnóg, ale organizowanie akcji skupiającej się na wyłączne na nich byłoby niczym strzelanie z armaty do wróbla.
Podinspektor tłumaczy, że podczas większych, specjalnie zorganizowanych działań kilkudziesięciu policjantów musiałoby czyhać na łamiących przepisy ludzi na hulajnogach.
– Jednego dnia poświęcimy inne zadania, ważniejsze, aby ich pilnować, a drugiego dojdzie do wypadku. Moim zdaniem, trzeba edukować. W szkołach są przeszkoleni nauczyciele i uczą zasad ruchu drogowego. Nasi policjanci też chodzą do placówek oświatowych. Widzę tu również dużą rolę mediów, których materiały mają walor edukacyjny zwłaszcza dla dorosłych.
Rzecznik policji dodaje, że reagować trzeba na co dzień, nie od specjalnych akcji. Pytanie tylko, czy policja to robi.
– Przeprowadzamy doraźne kontrole. One oraz reakcje zwykłych patroli wystarczą – zapewnia.
Policji w takich doraźnych kontrolach mogliby pomóc strażnicy miejscy. Wydaje się, że to zadanie wprost idealne dla tej formacji. Wystarczą codzienne piesze patrole po chodnikach w centrum Gliwic.
Pod koniec sierpnia zapytaliśmy straż miejską, czy kontroluje osoby jeżdżące po mieście hulajnogami. Do tej pory, mimo ponaglenia, odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Marysia Sławańska