Jadłodzielnia zamknięta, na bramie wisi kłódka. W święta nie zostawicie tam jedzenia

Z gliwicką jadłodzielnią jest jak zawsze ze wszystkim: lokalni politycy zrobili sobie przed świętami „pijar” w mediach, wrzucili zdjęcia na media społecznościowe, zdobyli „lajki”, po czym rozeszli się do domów, na wigilijne kolacje. A ubodzy, dla których jadłodzielnię otworzyli, znów głodni.

 
Jadłodzielnia przy ulicy Barlickiego, na tyłach młodzieżowego domu kultury, to pomysł szlachetny, co do tego wątpliwości nie ma. Ci z nadmiarem jedzenia mogą się dzięki niej podzielić z tymi, u których niedostatek. Wystarczy przyjść i zostawić oraz – przyjść i zabrać. Prócz dzielenia się z innymi, jest tu idea jeszcze jedna: nie marnujemy żywności.

Tuż przed świętami z przytupem otwarto wyremontowaną jadłodzielnię, na otwarcie zaproszono media.

Była to inicjatywa gliwickiej Platformy Obywatelskiej (która teraz bliżej ludzi), a dokładnie – koła Aktywni. Podczas konferencji członkowie koła chwalili się, że pozyskali na remont grant z programu Platformy, że budynek jest teraz lepszy, większy, wygodniejszy i powiększony o ciepłodzielnię, w której zostawić można ubrania.


Lokalne media zapraszała gliwicka radna PO Katarzyna Kuczyńska-Budka, na otwarciu pojawił się przewodniczący struktur powiatowych PO w Gliwicach, Paweł Kobyliński czy prezes koła Aktywni, profesor Marek Gzik. Wszyscy robili sobie na tle jadłodzielni zdjęcia, a poseł PO Borys Budka prowadził nawet z wydarzenia transmisję.

Były hasła w stylu „dzielmy się z potrzebującymi” i „dobro wraca”. Zaznaczano, że jadłodzielnię otwarto właśnie TERAZ, przed świętami, gdy wszyscy mamy tyle jedzenia, a inni (ubodzy, bezdomni) nie mają nic.

No to gliwiczanie, ludzie o sercach dobrych i wrażliwych, zaraz po wigilijnej wieczerzy ruszyli na Barlickiego. A tam… kłódka na bramie.

Kłódkę jako pierwsi pocałowali ludzie, którzy przynieśli dwa słoiki grochu z kapustą, cztery – veganelli z cieciorki i suszone owoce. Zostawili koszyk przed bramą, a potem zamieścili w mediach społecznościowych post z pytaniem, dlaczego nie można dostać się do lodówki.

Odezwał się pomysłodawca jadłodzielni, przewodniczący Paweł Kobyliński. Zacytuję w całości:

„Teren jest zamknięty z uwagi na to, że miejsce jest otwarte tylko, gdy działa MDK. Nie jesteśmy w stanie zapewnić ochrony bez dodatkowych kosztów”

.

Dobra. Tak to jest, jak za pomaganie biorą się politycy. Głowę dam uciąć, że gdyby wzięli się społecznicy, zwykli mieszkańcy, byłaby zapewniona ochrona bez dodatkowych kosztów.

Teraz wygląda to tak: „My chcieliśmy pomóc, załatwiliśmy pieniądze, nagłośniliśmy. Ale MDK nie chce pracować w święta”. Szkoda tylko, drodzy Aktywni z Platformy, że o tym nie powiedzieliście podczas otwarcia….

Konkludując.

Drodzy mieszkańcy, dzielmy się z potrzebującymi, gdyż, jak to mówią, dobro wraca. Ale nie dziś i nie jutro, dopiero w poniedziałek. Gdy będzie pracować MDK.

Jeśli chcecie więc, by wasze świąteczne potrawy się nie zmarnowały, nie przynoście ich na razie do jadłodzielni. Bo się zmarnują.

Marysia Sławańska