Tegoroczny Festiwal Jazz w Ruinach nie odbędzie się w Ruinach Teatru Victoria. Problemem okazał się zły stan techniczny obiektu.
I choć udało się znaleźć nową lokalizację, dla magistratu to znak ostrzegawczy – na naszych oczach powoli znika miejsce szczególne, dla którego od kilkunastu lat nikt w urzędzie nie znalazł ani pomysłu, ani pieniędzy na renowację.
Jazz w Ruinach to festiwal, który już na trwałe wpisał się mapę kulturalną Gliwic (tegoroczna edycja będzie już piętnastą). Do tej pory trudno było sobie wyobrazić, by letnie koncerty jazzowe mogły odbyć się gdzie indziej niż w Ruinach Teatru Victoria. A jednak.
– Niestety, to są prawdziwe Ruiny i z każdym rokiem coraz bardziej niebezpieczne
– mówi nam Daniel Ryciak, prezes zarządu Stowarzyszenia Muzycznego Śląski Jazz Club. – Fatalny stan techniczny dotyczy także zaplecza, gdzie byliśmy zmuszeni wykonywać drobne naprawy, dorabiać zgubione klucze, wyposażać toalety, zasłaniać mankamenty wypaczonych podłóg w garderobach przynoszonymi z domu dywanami. Lista jest dość długa – przyznaje.
Jeszcze w czerwcu na scenie teatru wystawiana będzie sztuka „Miasto we krwi”.
– W okresie wakacyjnym w obiekcie będą przeprowadzane planowane wcześniej prace remontowo-inwestycyjne – odpowiada na pytanie o przyczyny przeniesienia festiwalu, Paweł Staszel, Naczelnik Wydziału Kultury i Promocji Miasta.
Jednak jak przyznają w Śląskim Jazz Clubie, festiwal musiał ugiąć się pod naciskiem finansowym. Kwota o jaką rozbiło się przedsięwzięcie jest jednak zaskakująca. To 4 tysiące złotych dofinansowania z budżetu miasta.
– Kroplą, która przelała ten „kielich uciążliwości” był krok finansowy – mówi Daniel Ryciak. – Jako organizator festiwalu mieliśmy preferencyjną i wynegocjowaną stawkę za wykorzystanie Ruin. Decyzją Miasta nastąpiła zmiana, która nakazuje Teatrowi stosować sztywny cennik. Różnica to bagatela 4 tys zł. plus dostęp do parkingu. Łączny koszt dostępu do Ruin wyniósłby w tym roku około 7000 zł. Przy takiej samej dotacji jak w latach ubiegłych. Dodam tutaj, że udział w dotacji w kosztach zadania to nieco ponad 60%. Reszta pochodzi z wkładu własnego, wkładu osobowego Stowarzyszenia (praca wolontariuszy, która podlega wycenie) oraz od sponsorów. Niestety, dodatkowe 4 tysiące złotych przy takim stosunku procentowym to bardzo dużo.
Ryciak przyznaje, że los festiwalu stanął pod dużym znakiem zapytania, ale ostatecznie postanowił poszukać miejsca alternatywnego, które swoją przestrzenią pozwoliłoby zachować unikatowy charakter wydarzenia. Wybór padł na halę GZUT przy ul. Wincentego Pola. Koncerty zaplanowano na 2-3 sierpnia oraz 9-10 sierpnia.
– Festiwal odbędzie się w obiekcie o znaczeniu historycznym i postindustrialnym, który zyskuje nową twarz i nowe życie, tym samym na nowo wpisując się w otaczającą nas rzeczywistość – podsumowuje Daniel Ryciak.
I choć festiwal w nowym miejscu zapewne znakomicie się obroni, dziwić może, jak łatwo urzędnicy pozwolili zawisnąć na włosku jednemu z ważniejszych wydarzeń kulturalnych w mieście. A to wszystko w kontekście milionów nakładów na organizację – nie zawsze rentownych – imprez w Arenie Gliwice.
Michał Szewczyk