Koniec wieloletniego sporu Miasta Gliwice z Urzędem Marszałkowskim Województwa Śląskiego. Werdykt Sądu Najwyższego potwierdza spodziewany od dawna czarny scenariusz: budowa Hali Gliwice zostanie sfinansowana wyłącznie z miejskiego portfela.
– Akceptujemy tę decyzję, ale uważamy, że zostaliśmy oszukani przez marszałka – komentuje finał sądowej batalii Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.
MARSZAŁEK MÓWI NIE
Przypomnijmy, cała sprawa to reperkusja zawartej kilka lat temu umowy. Marszałek województwa śląskiego, zapewnił wówczas gliwickich urzędników o dofinansowaniu budowy Hali Gliwice (wówczas Podium) ze środków Unii Europejskiej. W maju 2012 roku, Komisja Europejska uznała realizację obiektu za nierentowną i zażądała od marszałka cofnięcia dotacji.
Europejscy urzędnicy argumentowali m.in. że gliwicki obiekt powstaje za blisko katowickiego Spodka, a miasta nie będzie stać na utrzymanie hali. Ostatecznie, ówczesny marszałek Adam Matusiewicz zdecydował o wycofania projektu z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013.
Gliwice nie zrezygnowały z ambitnych planów i na budowę przeznaczyły własne środki, ale w opinii magistrackich prawników umowa zawarta z marszałkiem nadal obowiązywała. Dlatego postanowiono powalczyć o zapłatę faktur na kwotę 105 tysięcy złotych (za wydatki na prace nad projektem). Ewentualna wygrana miała umożliwić sięgnięcie po pełną pulę, czyli bagatela 141 mln złotych.
OD MEDIACJI PO KASACJĘ
Pierwsza rozprawa w tej sprawie miała odbyć się w marcu 2014 roku, ale Sąd Okręgowy w Katowicach skierował zainteresowanych na mediację.
– Jesteśmy zawsze za tym, żeby spory rozwiązywać bez wytaczania armat – mówił wówczas Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic.
Postępowanie mediacyjne zakończyło się jednak fiaskiem, a strony szybko spotkały się na sądowej sali. W pierwszej instancji sąd okręgowy oddalił żądania Gliwic. Po wniesieniu apelacji, werdykt utrzymał Sąd Apelacyjny w Katowicach.
Pomimo dwóch kolejnych, niekorzystnych orzeczeń, gliwiccy urzędnicy nie tracili animuszu i szli w zaparte. W konsekwencji o losach unijnego dofinansowania dla Hali Gliwice decydował Sąd Najwyższy.
– Nasze stanowisko jest niezmienne. Nie było żadnego rozwiązania umowy, ona nadal obowiązuje – mówili niedługo przed złożeniem kasacji do Sądu Najwyższego.
Spektakularnego zwrotu akcji jednak nie było, Sąd Najwyższy podtrzymał stanowisko sądu apelacyjnego i Gliwice muszą obyć się bez zewnętrznego zastrzyku gotówki. Oznacza to, że na koszty budowy hali wraz z wyposażeniem zrzucą się gliwiccy podatnicy (ok. 360 mln złotych) .
– Nie ma żadnego „planu B”. Budowę hali poprzedziły jedne z największych w historii tego miasta konsultacje społeczne. Zapytaliśmy mieszkańców czy pomimo ryzyka braku unijnego dofinansowania mamy budować obiekt. Mieszkańcy dali jasny sygnał, że są na tak
– komentuje wyrok Sądu Najwyższego Marek Jarzębowski.
W przeprowadzanej w 2012 roku ankiecie udział wzięło niespełna 6% uprawnionych mieszkańców Gliwic. „Za” budową hali było 5664 osób (61% głosujących).
BRAK DOFINANSOWANIA, BRAK ZARZĄDCY
Niekorzystne dla Gliwic orzeczenie wpisuje się w czarny ciąg zdarzeń związanych z budową hali. Inwestycja ma coraz większe opóźnienie, które w najlepszym wypadku sięgnie blisko 3 lat. W dodatku nadal nie znalazł się podmiot chętny do zarządzania obiektem.
Obecnie trwa kolejny przetarg na jego wyłonienie. Wśród chętnych znajdują się te same firmy, z którymi Miasto negocjowało przy okazji poprzedniego postępowania: GIG Sp. z o.o., Wizja Multimedia Sp. z o.o. z Warszawy, a także Polskie Towarzystwo Rozwijania Przedsiębiorczości S.A. z Katowic. Rozstrzygnięcie powinniśmy poznać w najbliższych tygodniach.
Hala Gliwice cieszy się też umiarkowanym zainteresowaniem samych gliwiczan. W badaniach TNS Polska (obecnie Kantar TNS), przeprowadzonych w 2015 roku na zlecenie Urzędu Miejskiego, wśród spraw najważniejszych dla przyszłości Gliwic, kosztochłonna inwestycja zajęła dopiero ósme miejsce, daleko za DTŚ, remontem dworca PKP, czy poprawą czystości i estetyki miasta.
Michał Szewczyk