Można powiedzieć – bez zaskoczeń. Obowiązujący od 1 sierpnia zakaz ruchu na ul. Siemińskiego nie robi wrażenia na przejeżdżających tam kierowcach.
Przypomnijmy, zakaz dotyczy wszystkich samochodów z wyjątkiem autobusu i osób dojeżdżających do posesji. Zmianę wprowadzono w czwartek, można więc uznać, że w jakimś stopniu działa tu siła przyzwyczajenia, kierowcy jeżdżą na pamięć.
Przeraża tylko jak bardzo nie patrzą na znaki, które są znakomicie widoczne z obydwu stron zamkniętego odcinka. Można się też zastanawiać, jak to możliwe, żeby mieszkając w Gliwicach, przeoczyć informację o zakazie ruchu, która od kilkunastu dni nie schodzi z czołówek lokalnych mediów czy obecnego na prawie każdym smartfonie facebooka?
Rano na ulicy obecna była policja, upominająca ignorujących zakaz. Gdy drogówka odjechała wszystko wróciło do „normy”. Kierowcy nie widzą, albo mają znaki w głębokim poważaniu robiąc sobie skrót.
Rozwiązanie jest bardzo proste
Taka sytuacja była do przewidzenia, co więcej, raczej się to nie zmieni dopóki skrót ul. Siemińskiego będzie technicznie możliwy. Jak to rozwiązać? Wystarczy trasę autobusu poprowadzić ul. Jasnogórską, a przy skrzyżowaniu (tzw. pajączku) postawić słupki. Powstanie ślepa ulica, z możliwym dojazdem dla mieszkańców, nikt poza nimi nie będzie miał interesu, żeby tam wjeżdżać. Przy okazji można się też pozbyć absurdalnych słupków oddzielających chodnik od zamkniętej już ulicy. Prawda, że proste?
(mf)