Adam Neumann wygrał zdobywając prawie 25 tysięcy głosów gliwiczan. Z jednej strony to niewiele, z drugiej przez cały okres kampanii nie było momentu, w którym jego zwycięstwo wydawało się zagrożone.
Neumann w spadku po Zygmuncie Frankiewiczu otrzymał nie tylko prezent w postaci szansy na objęcie prezydenckiego fotela, ale też księgę skarg i zażaleń od mieszkańców, za które odpowiadał Frankiewicz, ale nigdy nie musiał się z nich tłumaczyć.
Neumann wręcz przeciwnie – został wrzucony na głęboką wodę, na której manewrował między kolejnymi zarzutami o model prowadzenia polityki w mieście. Często bez cienia zawahania odpowiadał po prostu „nie wiem”, „nie zajmowałem się tym, ale sprawdzę”. Ta szczerość popłaciła, choć odpowiedzi na wiele pytań pozostają otwarte i dopiero przyjdzie czas na ich weryfikację.
Nowy prezydent Gliwic w kampanii popełnił wiele gaf, w tym takie, z których musiał tłumaczyć się w sądzie. Wszedł też w kilka politycznych mariaży, z czego szczególnie jeden – ten z Grzegorzem Schetyną – może mieć dalsze konsekwencje. Neumann postawił na pakt z politykiem, który właśnie zapowiedział oddanie władzy w PO. A sięgnąć po nią może Borys Budka – zarzucający Adamowi Neumannowi kłamstwa i podający go do sądu.
Mimo tych potknięć, nowy prezydent nie wygrał wyborów tylko dlatego, że był kandydatem Frankiewicza. Udźwignął tę rolę, ciągnąc kandydaturę organizacyjnie i intelektualnie. Nawet jeśli nie zdobywał nowego elektoratu, to skutecznie potrafił obronić wypracowane wcześniej zaufanie. Po tych trzech miesiącach, on i jego środowisko wiedzą już jednak, że bez Frankiewicza nie są nietykalni, a w Gliwicach skończył się czas plebiscytów, a zaczął czas wyborów. Za 3,5 roku Adam Neumann zostanie więc skrupulatnie rozliczony ze swoich dokonań przez konkurentów.
Czy jednym z nich będzie Janusz Moszyński?
Do tej pory wydawało się, że jego start to jednorazowa próba walki o pełną pulę – teraz albo nigdy. Już podczas wieczoru wyborczego, Moszyński zapowiedział jednak, że chce pozostać w mieście aktywny. Jego chwilowy powrót do Urzędu zapamiętany zostanie jako czas burzliwej kampanii wyborczej, ale też skutecznego punktowania słabości poprzedniej władzy.
Wbrew poglądom niektórych komentatorów, jego wynik nie jest porażką PiS. Partia Kaczyńskiego w sensie politycznym te wybory mogła jedynie wygrać, a zamiast porażki została co najwyżej z zawiedzionymi nadziejami. W Gliwicach PiS nie potrafił przekroczyć kilkunastu procent poparcia i zapewne nie zrobiłby tego też gliwicki lider partii Jarosław Wieczorek. Strategia z cichym popieraniem niezależnego kandydata była zręcznym posunięciem, ale okazało się nie po raz pierwszy, że szklany sufit w Gliwicach dla PiS zawieszony jest wyjątkowo nisko.
Silniejszy z wyborczego starcia wychodzi tandem Kajetan Gornig i Dominik Dragon.
Bez poparcia partii politycznych zebrali niemal 1/5 wszystkich głosów. Jeśli ten wynik miał być paliwem do dalszego działania to tak się właśnie stało. Przed Gornigiem jednak trudne zadanie – przez prawie 4 lata będąc poza Radą Miasta musi utrzymać zaangażowanie ludzi i zgromadzoną wokół siebie „nową energię”. O tym, że nie jest to łatwe zadanie, dobrze pokazują losy komitetów obywatelskich Małgorzaty Tkacz-Janik i Dariusza Jezierskiego z 2014 roku. Obie inicjatywy wygasły na długo przed kolejnymi wyborami.
Być może głównym zadaniem Gorniga na najbliższe lata będzie gromadzenie wokół siebie wszystkich oddolnych inicjatyw, tak aby w przyszłości pójść do wyborów jednym, silnym blokiem obywatelskim. Na ten moment wynik Gorniga to potencjał na 6-7 mandatów w Radzie Miasta, a to przy różnych układach koalicyjnych może dawać nawet zdolność do rządzenia w Ratuszu.
Każdego z kandydatów w tych wyborach łączyła jedna rzecz – byli nieobecni w debacie publicznej do czasu startu kampanii wyborczej.
Neumann skrywał się za Frankiewiczem, Moszyński przepadł na ponad dekadę, Gillner przez kilkanaście lat w spokoju współpracował z magistratem jako dyrektor GCOP, a Gornig po ostatnich wyborach samorządowych wycofał się do lokalnej działalności w Żernikach i spraw miasta publicznie nie komentował. Każdy z nich musiał więc w kampanii uwiarygodnić swoje rzeczywiste zainteresowanie Gliwicami. Wygrał ten, który miał najłatwiejszą pozycję startową. W interesie pozostałych jest to, by w 2023 roku nie musieli o sobie ponownie przypominać.
Michał Szewczyk