„Kwestia czasu i dojdzie tu do rękoczynów”. Problem kierowców ignorujących znaki da się rozwiązać

Ogródki na gliwickiej starówce. Ul. Raciborska. Fot. emef

„Potrzebujemy systemowego rozwiązania, które nie będzie się ograniczało jedynie do postawienia kilku znaków” – pisze mieszkaniec gliwickiej starówki w liście skierowanym do władz miasta. „Zwracam się z apelem, aby ograniczenia w ruchu ulicznym, które obowiązują od lipca zeszłego roku, były egzekwowane skrupulatnie” – czytamy.

 
Opinię, nad którą warto się pochylić (lekturę polecamy szczególnie gliwickim urzędnikom), przytaczamy w całości. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Jako mieszkaniec lokalu znajdującego się przy ulicy Plebańskiej w Gliwicach oraz stały bywalec okolicznych barów i restauracji, zwracam się z apelem, aby ograniczenia w ruchu ulicznym, które obowiązują od lipca zeszłego roku, były egzekwowane skrupulatnie, ponieważ kwestią dni lub tygodni jest zanim dojdzie tu do rękoczynów.

Agresja wisi w powietrzu

W tym sezonie „ogródkowym” (2021) obserwujemy wzmożone napięcie pomiędzy klientami lokali z mieszkańcami a kierowcami samochodów, którzy notorycznie łamiąc zakazy ruchu poruszają się po ulicy Plebańskiej głośno, przekraczając prędkość i niejednokrotnie prowokując korzystających z ogródków ludzi do reakcji na ich celowe łamanie prawa. Nie raz świadkiem byłem sytuacji, gdzie ktoś kierowcy zagradza drogę, kierowca wysiada, ludzie podchodzą aby załagodzić sytuację i agresja wisi w powietrzu. To nie są sytuacje, w których da się wezwać policję czy straż miejską, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Proszę również mieć na uwadze, że większość tych incydentów zdarza się późnym wieczorem, kiedy alkohol uderza do głowy a Straż Miejska już układa się do snu.

Strażnicy pilnują wjazdu

W sobotę (03.07) w okolicach godziny 20 dwóch strażników miejskich dosłownie „pilnowało” wjazdu na Plebańską, zawracając łamiących prawo kierowców. Chciałbym pochwalić tę postawę, ponieważ na dzień dzisiejszy jest to jedyna skuteczna metoda – natomiast jest ona kompletnie nieskalowalna i na dłuższą metę nieefektywna. Potrzebujemy systemowego rozwiązania, które nie będzie się ograniczało jedynie do postawienia kilku znaków.

Zanim przejdę do meritum, pozwolę sobie wspomnieć, że jako mieszkaniec starówki brałem udział w konsultacjach obywatelskich Gliwice 2040 w zakresie komunikacji i ekologii właśnie, więc część z argumentów już wybrzmiała, jednakowoż temat poruszany przeze mnie dziś należy rozwiązać teraz, nie w przeciągu najbliższych dwudziestu lat.

Po co te tabliczki?

Powodów łamania przez kierowców obowiązujących od zeszłego roku ograniczeń w ruchu na starówce jest kilka, najprościej jednak uporać się z tymi technicznymi. Na znakach przy wjeździe na ulice z zakazem ruchu (podobnie zresztą jak jest w wypadku ulicy Siemińskiego) obowiązuje tabliczka informacyjna mówiąca, że ograniczenie wchodzi w życie od… – i tu pada data – 2020 lub 2019. Kilku kierowców tłumaczyło się, że myśleli, że tabliczki dotyczą roku 2021 lub nawet 2022 – naturalnie, nie jest to żadne uzasadnienie, niemniej jednak nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia, aby tabliczki te ciągle znajdowały się na znakach. Na dzień dzisiejszy powinien znajdować się wyłącznie znak zakazu ruchu z opisanymi wyjątkami – ZDM może ze spokojem ściągnąć tabliczki z datami, chyba że mają one pozostać jako ciekawy urbanistyczny akcent historyczny na mapie gliwickich ciekawostek.

Ogródki pod ścianą

Drugim technicznym aspektem jest sama możliwość poruszania się po ulicach. Rozumiem, że przestrzeń zajmowana przez ogródki na ulicach Plebańskiej, Raciborskiej, Krupniczej i innych musi pozwalać na przejazd pojazdów – mieszkańców, dostawców, służb, prawdopodobnie w grę wchodzą tutaj również przepisy ppoż, natomiast nielogicznym dla mnie jest fakt, że wszystkie one muszą być ustawione symetrycznie. Ustawienie ogródków mogłoby przecież stanowić „naturalną” przeszkodę dla kierowców, zmuszając ich do manewrowania, co nie pozwoliłoby na poruszanie się szybciej niż 10-15 km/h. W razie potrzeby (przejazd służb, pożar) stoliki i krzesła są na tyle ruchome, że można je spokojnie przestawić (bądź w razie pożaru nawet stratować) – kwestia priorytetów. Pamiętajmy, że to przestrzeń przeznaczona w pierwszej kolejności dla pieszych, w drugiej dla kierowców.

Progi zwalniające na… zakazie ruchu

W tym momencie chciałbym wyrazić opinię na temat tego, co na pewno nie powinno zostać zrobione. Ogromnym błędem było postawienie progów zwalniających na ulicy Siemińskiego i podobne rozwiązania nie powinny mieć miejsca na starówce. Próg zwalniający to jasny sygnał mówiący „tu jest ulica, tu jeżdżą samochody”, gdzie w rzeczywistości ulica (woonerf, jeśli już chcemy trzymać się gliwickiej nomenklatury) powinna dawać sygnał „tu jest strefa pieszego”.

To się da rozwiązać

Chciałbym wierzyć w to, że w mieście są ludzie, którym naprawdę zależy na mądrej i bezpiecznej dla wszystkich transformacji starówki gliwickiej – oraz że ci właśnie ludzie będą za tę transformację odpowiadać. Jedynym sensownym i wykonalnym sposobem na ograniczenie ruchu jest wprowadzenie systemu identyfikacji pojazdów połączonych z przeszkodami chowającymi się pod ziemię – podobne rozwiązania spotkać można w wielu miejscach na świecie – w załączeniu zdjęcie ze słoweńskiego Mariboru.

Fot. od Czytelnika

Umieszczenie kilku takich „bramek” dookoła starówki rozwiązałoby problem kierowców nagminnie łamiących prawo raz na zawsze oraz zagwarantowałoby te kilka miejsc parkingowych dla najbardziej ich potrzebujących – nas, mieszkańców.

Jednocześnie, kończąc już, chciałbym prosić Państwa o przedstawienie statusu quo projektu ograniczania ruchu na starówce. Jakie są najbliższe plany, czy planowane są konsultacje z mieszkańcami i kiedy spodziewać się możemy dalszych decyzji. O ile mnie pamięć nie myli, zeszłoroczne ograniczenia miały być li pierwszym krokiem większego projektu zamykania starówki. Rozumiem, że pandemia prawdopodobnie dała się we znaki i pewne projekty zeszły na drugi plan, natomiast wystarczy wyjść w piątek wieczorem na Rynek i nietrudno zobaczyć, że kwestia ta powinna pozostać wśród priorytetowych.

Jeszcze raz powtarzam – atmosfera naprawdę staje napięta. Mieszkańcy i klienci zaczynają sami wymierzać kierowcom sprawiedliwość – zatrzymując ich, każąc im cofać – czasem w delikatnych, czasem w ostrych słowach. Nie wszyscy kierowcy z pokorą przyjmują krytykę. To prawda, spora liczba kierowców zaczęła przestrzegać nowych („nowych”) znaków, jednak spowodowało to tylko „odsianie” określonego typu kierowcy – teraz robi się festyn kierowcy spod znaku „wiejskiego tuningu” – czasem bez rejestracji, z podziurawionym tłumikiem, aby było głośno, prawdopodobnie rekompensując sobie kompleks męskości. Wjeżdżający pod zakaz najczęściej robią to z premedytacją – szybko, głośno, nie mając w poważaniu pieszych.

Bardzo proszę o pochylenie się nad moim apelem gdyż nie jest to głos jednostki, jedynie wyraziłem słowami tu, w mailu, to, o czym rozmawia się wśród mieszkańców na ulicy. Czujemy, że miasto pozostawiło projekt ograniczenia ruchu na starówce w samopas i nie wiemy jaka jest dalsza strategia – kończy autor listu.