Codziennie kierowcy jadacy do centrum miasta dwoją się i troją w poszukiwaniu miejsc parkingowych. Właściwie każde jedno miejsce jest wtedy na wagę złota.
Tymczasem na parkingu przy ul. Dworcowej aż 4 miejsca zajmują… przyczepy z reklamami.
Okazuje się, że ani policja ani straż miejska nic nie mogą z tym zrobić: – Reklamujące się firmy, sklepy wykorzystują w pewien sposób lukę prawną. Jeśli przyczepa zaparkowana jest poprawnie, nie ogranicza widoczności i jest na kołach, w swietle prawa, wszystko jest w porządku – informuje Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.
Jedna z przyczep nie jest jednak zaparkowana poprawnie, bo stoi na trawniku, co stanowi już wykroczenie.
Co więcej z tablicy stojącej na przyczepie uśmiecha się do gliwiczan, dwa tygodnie po wyborach, pani senator Maria Pańczyk-Poździej.
Podobną sytuację zauważył na ul. Witkiewicza pan Robert. – Ogromna reklama hot-dogów stoi na chodniku i zawadza. Czy nie wystarczyłby plakat albo tradycyjna reklama na słupie? Po co te okropne przyczepy?
Pani Bożena na widok przyczep nie kryje irytacji. – Pół godziny szukam miejsca do zaparkowania, stawianie tych przyczep uważam za zwykłe cwaniactwo. Ktoś chce przyoszczędzić kosztem kierowców. Wstyd się na tym reklamować.
Reklam denerwujących mieszkańców jest jednak dużo więcej, aż dziwne że reklamodawcy nie uświadamiają sobie, że bardziej mogą nimi zrazić potencjalnych klientów niż zachęcić. (kk)