4578 – średnio tylu widzów na stadionie oglądało mecze Piasta Gliwice w sezonie jesiennym Ekstraklasy. Rok wcześniej 4174, a dwa lata temu 4290. W przeciągu dwóch lat średnia frekwencja wzrosła więc o niespełna 300 widzów.
To dane, które pewnie by nie zaskakiwały, bo od lat Piast mierzy się z problemem frekwencyjnym. Stadion Miejski może pomieścić 9913 widzów, ale pełne trybuny przy Okrzei to sytuacja wyjątkowa. Nawet w ubiegłym, mistrzowskim sezonie średnia frekwencja za cały sezon była na granicy połowy zapełnienia obiektu (4979 widzów). Jesienią 2019 roku Piast uplasował się pod względem frekwencji na 13 miejscu w Ekstraklasie. Gorzej wypadły stadiony Zagłębia Lubin, Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa.
I pewnie przeszlibyśmy nad tymi wynikami do porządku dziennego, gdyby nie wspomniane mistrzostwo Polski. To był niespodziewany i największy w historii klubu sukces. Stare sportowe porzekadło mówi, że „zwycięzców się nie sądzi”, ale władze klubu, za to jak zdyskontowały zwycięski sezon już tak. Bilans na papierze wychodzi na plus o 400 widzów więcej względem ubiegłego roku i 300 wobec jesieni 2017 roku. To jednak różnica na tyle niewielka, że może wynikać z poziomu sportowego drużyny. W latach ubiegłych Piast albo grał o utrzymanie albo o wejście do grupy mistrzowskiej. W tym sezonie jesienią Piast grał już jako nowy mistrz kraju i radził sobie również całkiem nieźle (drużyna jest obecnie na 7 miejscu w tabeli).
Warto też dodać, że w zeszłym sezonie jesienią trwał bojkot kibiców z „młyna”. Szalikowcy prowadzący doping nie przychodzili na mecze.
Porównanie frekwencyjne narażone jest na jeszcze jedną różnicę.
Po zdobyciu mistrzostwa władze miejskiego klubu zdecydowały o sporej podwyżce cen biletów.
Wejściówki na Piasta stały się trzecimi najdroższymi w całej lidze. Dla przykładu, całoroczny abonament za miejscówki w sektorach C, D, K, L, M, N wzrósł z 260 złotych do 600 złotych. Zmiany dotknęły też najmłodszych kibiców. Oprócz wzrostu cen, sektor rodzinny został przeniesiony zdaniem wielu na nieatrakcyjne miejsca w sektorze I i J.
Przedstawiciele klubu bronią się i wskazują, że w tym sezonie w całej Ekstraklasie obserwowana jest mniejsza frekwencja na stadionach.
– Można stwierdzić, że na niemal połowie obiektów (spośród drużyn, które występują w Ekstraklasie zarówno w poprzednim, jak i tym sezonie) obecna frekwencja jest niższa niż to miało miejsce w poprzednich rozgrywkach
– tłumaczy Karol Młot, rzecznik prasowy Piasta Gliwice.
– Mamy nadzieję, że frekwencja będzie rosnąć, a w rundzie wiosennej na naszych meczach będzie pojawiało się więcej kibiców i wspólnie będziemy przeżywać piłkarskie emocje. Na pewno doping sympatyków Niebiesko-Czerwonych pomoże drużynie w walce o obronę mistrzowskiego tytułu – zachęca rzecznik Piasta.
Klub próbuje szukać nowych rozwiązań na poprawę frekwencji. W trakcie meczów zapewniane są dodatkowe atrakcje dla najmłodszych. W sektorze rodzinno-szkolnym pojawiają się piłkarze, z którymi można porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie czy zdobyć autograf. Pod trybunami tego sektora serwowane są darmowe napoje – kawa, herbata i czekolada.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że największym magnesem powinna być gra drużyny. Mówiąc językiem marketingu Waldemar Fornalik stworzył w Gliwicach najwyższej klasy „produkt”, którego „sprzedaż” powinna iść jak świeże bułeczki. Niestety ten potencjał albo został zdławiony w zarodku (by wspomnieć mistrzowską fetę, okrojoną dla kibiców do kilkunastu minut na placu Krakowskim) albo w Gliwicach zainteresowanie Piastem Gliwice sięgnęło już szklanego sufitu.
Przed tygodniem Piast wznowił rozgrywki ligowe. Na wygranym meczu z Zagłębiem Lubin pojawiło się 4112 widzów. Najmniej ze wszystkich stadionów, na których rozgrywane były w tej kolejce mecze Ekstraklasy.
Michał Szewczyk
fot. Nowiny Gliwickie