Dorzucę swój kamyczek do kamieni, którymi inni zasypują pomysł budowy pomnika na placu Krakowskim.
Od razu zastrzegam: nie będę jak owych czterdziestu jeden wspaniałych (architektów, urbanistów, publicystów i pisarzy), z których część nie mieszka w Gliwicach, a jednak odważyła się ingerować w tutejszy plac, chcąc, by prezydent budowę pomnika wstrzymał. Mieszkam poza Gliwicami i nie mam zamiaru dyktować gliwiczanom, co i gdzie mają u siebie stawiać, jak nie każę przestawiać kanapy koleżance, do której przychodzę na kawę. Dorzucę tylko kamyczek, i to w sensie bardziej ogólnym.
Kiedy uznany pisarz (mieszkaniec powiatu gliwickiego), za którym, nota bene, nie przepadam, w niewybrednych słowach wyraził się o pomniku, pomyślałam: ludziom chcącym uchodzić za elity jednak nie uchodzi… Pisarz nazwał bowiem obelisk słowem na „ch” (wulgarnie porównując do pewnej męskiej części ciała), którego organicznie nie znoszę. Kiedy jednak ktoś, kogo bardzo cenię, powiedział o pomniku „a po ch..”, pomyślałam: może coś w tym jest.
Polska to ponoć kraj najbrzydszych pomników na świecie. Zgadzam się, od kiedy, nocną porą, na śmierć niemal przeraził mnie postument stojący w innym mieście – potem się dowiedziałam, że był to papież (doprawdy, nie poznałam).
Mamy też jakieś dziwne zamiłowanie do pomników martyrologicznych, a ten, który ma stanąć w Gliwicach, niczym się od innych tego typu nie różni – poświęcony wszystkim polskim powstaniom, znów przypomni o cierpieniu i śmierci, tyle że zbierze je do kupy (smutek ze Śląska, Wielkopolski, Lwowa itd.).
A gdyby tak pomnikiem upamiętnić Karla Schabika, urbanistę, który przyczynił się do rozwoju Gliwic, wytyczając nowe ulice czy wypełniając luki w zabudowie śródmieścia. Albo rodzinę Troplowitzów, w której był i właściciel winiarni przy gliwickim rynku, i twórca żydowskiej synagogi, a która to rodzina wsławiła się produkcją popularnego do dziś kremu. (Tak, tak, wiem – jeden był Niemcem, drugi Żydem, więc niepolitycznie).
I wtedy właśnie człowiek, którego bardzo cenię, powiedział to znamienne „a po ch..”, od razu łapiąc się za usta i przepraszając, że w towarzystwie kobiety… Ale nie wytrzymał.
No i rzeczywiście. Po co nam kolejne pomniki – nie tylko w Gliwicach, ale w całej Polsce. Czy naprawdę tylko pomnikami można kogoś upamiętnić?
Tak tylko podpowiem. W małej miejscowości na Mazurach jest miejsce poświęcone pamięci Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Urządzono je w leśniczówce, do której poeta przyjeżdżał latem. Nie ma obelisku – jest jego biurko, notatki, książki, pióro… Co wy na to, żeby w taki sposób upamiętnić związanych z Gliwicami twórców, architektów, przedsiębiorców? Pomniki i tablice są już chyba przestarzałe i nudne, do młodego pokolenia nie trafiają. Uczmy historii namacalnie.
Wiem, nic z tego nie będzie. Gałczyński, którego wyżej przywołałam, napisał tak: „My, Polacy, my lubim pomniki”. Dlaczego? Bo (i tu parafraza) „żywy człowiek to jest problem dziki”.
sława