Czy w mieście aspirującym do miana doliny krzemowej – wyśnionych Gliwicach prezydenta Frankiewicza znajdzie się godziwe miejsce dla dzieci z autyzmem i zespołem Downa?
Po wydarzeniach ostatnich 8 miesięcy moja odpowiedź na to pytanie brzmi ? NIE, o ile mieszkańcy nie wezmą tej sprawy w swoje ręce!
Sprawa szkolnictwa specjalnego, która wzbudza w tej chwili w mieście dużo emocji, jest tylko z pozoru skomplikowana.
Tak naprawdę nie ma ona nic wspólnego ani z reformą ani z restrukturyzacją szkolnictwa. Nie ma też w mojej opinii niestety nic wspólnego z logiką postępowania, jaką powinna się kierować osoba zarządzająca miastem i reprezentująca interes mieszkańców. A to ostatnie szczególnie mnie boli. Przytoczę fakty.
Sierpień 2011 roku ? zapada decyzja w sprawie ewakuacji Zespołu Szkół Specjalnych nr 6 z budynku przy ul. Ziemowita. Powód: dziurawy od lat nieremontowany dach.
W przeciągu kilku dni nauczyciele prywatnymi samochodami przewożą dobytek szkoły do drugiej placówki tego typu ? przy ul. Gierymskiego. W efekcie, na Gierymskiego gnieżdżą się dwie szkoły i ich uczniowie – ok. 320 dzieci niepełnosprawnych.
W cyklu Gazety Miejskiej i portalu 24GLIWICE – „MOIM ZDANIEM”, publikujemy artykuły osób publicznych, dziennikarzy lokalnych mediów, samorządowców. Opinie nie muszą być zbieżne z poglądami naszej redakcji, uważamy jednak, że o sprawach ważnych dla Gliwic dyskutować zawsze warto, do czego oczywiście zachęcamy, licząc na kolejne głosy…
Zaniepokojeni rodzice reagują, w trakcie spotkania z prezydentem Frankiewiczem i ówczesną wiceprezydent Renatą Caban dowiadują się, że na Ziemowita już nie wrócą. A warunki, w jakich uczą się na Gierymskiego dzieci niepełnosprawne są skandaliczne. W sali nr 29 na przykład zajęcia mają równolegle trzy klasy edukacyjno ? terapeutyczne, dodatkowo odbywają się tam indywidualne zajęcia z logopedą, który chcąc stworzyć przynajmniej wrażenie intymności otwiera drzwi od szafy stojącej w klasie, w ten sposób rozpaczliwie próbuje skupić uwagę dziecka w przepełnionym pomieszczeniu!!!
Na zapleczu kuchennym jest miejsce trzech klas gimnazjalnych, a w znajdującym się w szkole mieszkanku, a właściwie jego maleńkiej kuchni ? zajęcia z głęboko upośledzonymi dziećmi min. klasy autystycznej oraz? gimnastyka korekcyjna.
W tych warunkach od ośmiu miesięcy odbywa się proces edukacji dzieci z zespołem Downa, autyzmem i innymi upośledzeniami. Dzieje się to w Europie, w mieście, które ma wysoką ocenę ratingową, co podkreśla za każdym razem dumna z tych wyników władza.
W listopadzie Rada Miejska w Gliwicach przyjmuje w atmosferze ostrej dyskusji uchwałę wzywającą prezydenta do zapewnienia siedziby tej szkole.
Prezydent Frankiewicz jej nie realizuje. ?Załatwię ten problem? – mówi radnym przed uchwaleniem budżetu… I załatwia, ale według swojego scenariusza.
Kolejno w lutym i kwietniu radni dostają projekty uchwał, według których ma dojść do likwidacji ?Szóstki?. O remoncie budynku na Ziemowita, ani o znalezieniu innej siedziby dla ewakuowanej szkoły nie ma w ogóle mowy. Jest za to mowa o reformie i restrukturyzacji, o nowych wspaniałych pomysłach, między innymi o przedszkolu specjalnym, które od lat funkcjonuje przecież w Gliwicach w strukturze Gliwickiego Centrum Edukacyjno – Rehabilitacyjnego.
Prawda jest jednak taka, że 500 dzieci niepełnosprawnych, które podlegają specjalnej edukacji, powinno mieć zapewnione godne warunki nauki. Nie wolno ich upychać, jak powiedziała w trakcie ostatniej sesji rady miejskiej jedna z matek, jak sardynki w puszce, żeby tylko zaoszczędzić na nich pieniądze.
Godne warunki w szkołach naprawdę należą się tym dzieciom i ich rodzicom, którzy dokonując nadludzkich wysiłków starają się jak mogą żeby ich dzieci czuły się pełnoprawnymi obywatelami, żeby czuły się potrzebne, nawet jeśli w efekcie potrafią „tylko” zawiązać sobie sznurowadła. Urzędnicy natomiast gotują im los obywateli szóstej kategorii. Dlaczego tak jest? Obawiam się, że wsłuchując się w argumenty, które padają ze strony władz miasta, poznałam odpowiedź na to pytanie i jestem tym oburzona!
Wydaje mi się, że w technopolis, mieście sukcesu gospodarczego, inwestorów, doskonałych wyników finansowych, największej liczby posiadanych samochodów na głowę mieszkańca i high-techu nie ma miejsca na dobrze funkcjonujące, odremontowane i wyposażone w windy szkoły specjalne. Nawet jeśli, co jest szczególnie szokujące w tej sprawie, tak naprawdę miasto do nich nie dopłaca, bo całość wydatków bieżących tych szkół pokrywa subwencja rządowa!
W trakcie rozmowy z wiceprezydentem Krystianem Tomalą usłyszałam, że namawiam go do niegospodarności. Oceńcie sami czy tak jest, ja uważam, że prezydent po prostu nie ma do tej sprawy serca.
Spytacie mnie Państwo, czy widzę jakieś wyjście z tej patowej sytuacji.
Otóż widzę – sądzę, że wobec zero-jedynkowej strategii prezydenta, może się sprawdzić tylko pomysł szkoły stowarzyszeniowej, która będzie funkcjonowała poza siecią samorządowych placówek. Jest wiele przykładów – w Częstochowie, w Żorach i innych miejscowościach, gdzie działają takie szkoły i ich działalność jest pokrywana w 100 proc. z subwencji oświatowej. Wiem też, że i w Gliwicach w obliczu kryzysu, jaki ma miejsce, rodzą się tego typu inicjatywy. Mam nadzieję, że gliwicki samorząd okaże się dla środowiska dobrym partnerem chociażby w tej sprawie.
Joanna Karweta