W czwartek przed południem z Gliwic do Bytomia jechały dwie osoby. W piątek w godzinach szczytu – siedem. Tyle samo w poniedziałek rano, w stronę przeciwną. Tak było przed świętami. W środę po świętach, rano, do Gliwic z Bytomia jechało osób sześć.
Pytanie, jak długo Śląsko-Zagłębiowska Metropolia będzie połączenie utrzymywać. I czy reaktywowany pociąg nie zniknie, jak poprzedni, który okazał się nieopłacalny ekonomicznie. Mimo że jeździło nim dużo więcej podróżnych.
Tymczasem, o dziwo, Koleje Śląskie nie narzekają.
– Pierwsze statystyki są zadowalające – mówi rzecznik prasowy KŚ, Tomasz Musioł. – Przy uruchamianiu każdej nowej linii potrzeba trochę czasu, aby przyzwyczaić mieszkańców do innej formy podróżowania.
Oby rzecznik miał rację, bo połączenia szkoda. Rzadko zdarza się, by z centrum Gliwic do centrum Bytomia można było dojechać tak prędko, i to w godzinach szczytu. Pociąg jest szybszy nawet od samochodu, bo zanim kierowca wydostanie się na DK 88, musi przebić się przez miasto.
Tymczasem przy dobrych wiatrach pociąg jedzie szybciej, niż ma to w planach. Autorka artykułu, testując połączenie, dojechała do Gliwic w, uwaga, 17 minut. Dla osób, które do tej pory przemierzały tę trasę autobusem (45-50 minut), to himalaje prędkości. Nawet konkurencyjnym dla autobusu minibusem (popularna linia prywatna) jedzie się dłużej.
Więcej czasu zajmowała też podróż pociągiem kilka lat temu (ok. 35 minut). Teraz jest szybciej, bo wymieniono torowisko. Po drodze pociąg nigdzie się też nie zatrzymuje (kiedyś – na stacji Bytom Karb).
Plusów jest oczywiście więcej. Cena biletu – mniejsza niż w przypadku autobusu. Połączenie obsługują najnowocześniejsze składy. Są estetyczne, czyste, wygodne. Obsługa konduktorska – miła. Przy fotelach znajduje się zasilanie (można podładować telefon), okna są panoramiczne, a przestrzeń między siedzeniami – duża.
Same superlatywy? Niekonieczne. Przejdźmy do minusów.
Minusem jest rozkład jazdy. Osoby chcące dojechać na uczelnię lub do pracy w Gliwicach na godzinę 8.00, niepracujące w ścisłym centrum, ale, powiedzmy, na osiedlu Kopernika, nie zdążą lub przyjadą dużo za wcześnie. Jeden pociąg kursuje bowiem o 6.08, kolejny o 7.19. Potem dość długa przerwa, bo następny skład jedzie o godzinie 9.02. Jeśli ktoś zaczyna pracę czy zajęcia o 9.00, połączenia nie ma. Zaproponowane godziny mogą więc pasażerów zniechęcić.
Jak informowała Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia, rozkład dostosowano do funkcjonowania gliwickiej strefy ekonomicznej. Pytanie, czy to nie błąd. Niektóre zakłady zapewniają pracownikom transport, większość osób jeździ samochodami prywatnymi – często kierowca zabiera kolegów, którzy dokładają się do paliwa. Poza tym z centrum na strefę jest jeszcze kawałek drogi i z pociągu trzeba przesiąść się na autobus.
– Przygotowana przez nas oferta przewozowa jest w całości skrojona pod potrzeby tego rejonu – przekonuje jednak rzecznik Kolei Śląskich.
Musioł ma nadzieję, że pasażerów skusi taryfa, prędkość, wygoda oraz częstotliwość połączeń.
Czy skusi jednak pracowników strefy, pod których rozkład ułożono? Może się okazać, że pociągiem nie jeżdżą ani oni, ani osoby pracujące i uczące się bliżej centrum, pod które rozkładu nie układano. A szkoda. Podczas poprzedniej edycji pociągu to oni byli głównymi pasażerami.
Dobrym pomysłem byłby krótszy skład. Rzecznik nie odpowiedział jednak na pytanie, czy KŚ na taki się zdecydują. Nie odpowiedział też, ile miejsc musiałoby być zajętych, by kurs się opłacał.
Marysia Sławańska