Przychodzi chłop na śmietnik, patrzy, a tam kobieta z błyskawicą. Felieton o wolności słowa

Bawi mnie zawsze, gdy słyszę, jak jakaś grupa społeczna woła na ulicach: „wolność słowa!”, „wolne media!”. Choć jako dziennikarka murem przecież za tą wolnością stoję. Czemu mnie bawi? Bo z doświadczenia i obserwacji wiem, jak to wołanie się skończy. Ci, co wołają najgłośniej, najbardziej potem tę wolność krytykują.

 
Podam przykład ze śmietnika.

Fotoreporter nasz, wynosząc śmieci, ujrzał widok taki: wśród zmieszanych i niezmieszanych, pojemników na papier, szkło i plastik, tudzież gabarytów, stał sobie samotnie, o ścianę wsparty, porzucony i smutny jakiś, transparent. Na drewnianym kiju czarna plansza, na planszy czarnej biały profil – kobieta z czerwonym piorunem.

O rety! Symbol strajku kobiet! Ich buntu, niedawnej walki zażartej o prawa do własnych ciał, demokracji, wolności – w tym wyboru i słowa. Aby tę wolność słowa jeszcze przypieczętować, klęły panie podczas strajków jak szewcy. (A propos, zastanawiam się nad feminatywem od słowa szewc. Ta szewca?)

Klęły w każdym razie panie, bo mogły. Bo wolność słowa. A wolne media ich strajki relacjonowały – my również.

Wracając na śmietnik. Fotoreporter, jak to fotoreporter, zrobił zdjęcie porzuconego transparentu. Wrzuciliśmy je na nasz redakcyjny profil z pytaniem, czy już się nie przyda (w domyśle: co ten transparent na śmietniku robi?!).

No i się dowiedzieliśmy: ani wolności mediów, ani wolności słowa nie ma.

Głosy krytyki, a nawet groźby „odlajkowania” strony 24gliwice, pojawiły się na profilu grupy, której członkinie organizowały strajki w Gliwicach.

Jedna z kobiet pisze: „Jak odczytać przekaz tego wpisu? Jak dla mnie strona do odlajkowania. Pytanie „retoryczne” mocno stronnicze”.

Inna przytakuje: „Wskazuje na to, że panu ŁG nie ufamy” (ŁG – winowajca, czyli twórca zdjęcia).

Aha. Czyli, jak rozumiem, wygląda to tak. Wolne media tylko wtedy, gdy są po naszej stronie. Wolność słowa tylko wtedy, gdy my się wypowiadamy lub gdy mówi się o nas dobrze. Pokazywać tylko to, co my chcemy. Bo nasza prawda jest najnajsza.

Gdyby na tym śmietniku nasz fotoreporter znalazł transparent takich, dajmy na to, działaczy organizacji pro-life”, też byśmy go zamieścili. Może nawet z takim samym komentarzem, bo też by pasował. I wtedy, idę o zakład, panie nie miałby nic przeciwko. Wtedy coś przeciwko mieliby ci od pro-life. Klincz.

Drogie Koleżanki (pozwólcie, że jako kobieta tak się do Was zwrócę), dam radę na przyszłość. Nie depczcie przeszłości ołtarzy, choć macie same doskonalsze wznieść. Nie zostawiajcie na śmietniku, wśród odpadów wszelakich, transparentów z symbolem Waszej walki, mimo że strajki należą już, jak widać, do przeszłości. To naprawdę wygląda źle. Jakbyście chciały pokazać Gliwicom: o, tu pasują nasze hasła i ideały. Przegrałyśmy, rezygnujemy, nie miałyśmy racji, wracamy do garów.

Naprawdę, tak to wygląda.

Trzeba było niepotrzebny już transparent spalić, zniszczyć w ukryciu, a nie wystawiać na śmietnik, na pokuszenie fotoreportera. Winna jest ta, która błyskawicę tak brzydko porzuciła, a nie ten, który to uwiecznił (jak uwiecznia zawsze i wszystko).

Chyba że błyskawica wśród odpadów to symbol powrotu do czystości języka. Bo, szczerze to sobie powiedzmy, język podczas strajków był jak ze śmietnika…

I tylko się teraz nie oburzajcie. Jeśli będziecie mnie za tę szczerość „hejtować”, a niektóre z Was wyrzucą nawet ze znajomych na Facebooku, to znak, że nie wierzycie w wolność słowa, której chcecie, a którą właśnie tu zaprezentowałam.

Marysia Sławańska