Radny miał oddawać dietę na cele charytatywne. Pytamy czy to robi. „Nie muszę się tłumaczyć mediom”

– Kategoryczne nie dla obietnic bez pokrycia w rzeczywistości – grzmiał w trakcie kampanii wyborczej Gabriel Bodzioch i deklarował przekazywanie swojej diety na cele charytatywne. Po pół roku od rozpoczęcia kadencji, 26-letni radny PiS nie chce potwierdzić czy realizuje wyborczą obietnicę.

– Wolę pomagać w ukryciu, nie żeby się tym chwalić, a pana artykuł to upubliczni. Poza tym nie muszę się tłumaczyć mediom, ale moim wyborcom – ucina nasze pytanie w rozmowie telefonicznej.

Jeszcze we wrześniu ubiegłego roku Bodzioch nie miał problemów z nagłaśnianiem swoich planów.


„Dla mnie zostanie radnym jest służbą dla naszych dzielnic i ludzi. Za służbę nie powinno się otrzymywać pieniędzy. Wynika z tego prosty wniosek: moja pierwsza obietnica, gdy otrzymam od Was mandat zaufania to pierwsze co zrobię zrzeknę się diety na cele charytatywne, na tych którzy bardziej potrzebują tych pieniędzy ode mnie” – pisał na swoim profilu na facebooku.

Wpis z obietnicą nie jest już dostępny dla wszystkich, po przesłaniu przez nas pytań, radny wyłączył publiczną widoczność konta.

Zwlekał też z odpowiedzią, nie reagował na przypomnienie, a skontaktować udało się nam dopiero przez telefon.

– Proszę sprawdzić moje oświadczenie majątkowe, widać że się nie wzbogacam – mówi (oświadczenia składane były na początku kadencji – red.). – Robię przelew pewnym osobom, ale nie mogę podać ich danych – dodaje.

Gdy dowiaduje się, że celem weryfikacji potrzebujemy jedynie dowód wykonanych działań, a wrażliwe dane mogą zostać zakryte, radny nie odpowiada. Uważa też, że złożona obietnica nie pomogła mu w uzyskaniu mandatu.

– To był wpis na Facebooku, a głosowały na mnie przede wszystkim osoby starsze, które nie korzystają z tego serwisu – podsumowuje i szybko się rozłącza.

Postawą Gabriela Bodziocha zaskoczony jest szef klubu PiS w Radzie Miasta, Adam Michczyński.

– Przyjęty przeze mnie sposób kierowania klubem radnych PiS oparty jest na wzajemnym zaufaniu, bez którego nie można skutecznie kierować niedużą grupą osób – komentuje. – Dlatego uznałem, że nie ma potrzeby weryfikowania realizacji zobowiązania podjętego przez radnego, zwłaszcza, iż było ono jego osobistą decyzją, a nie realizacją programu komitetu. Zaufałem mu, przyjmując jak już wspomniałem za rzecz oczywistą, iż swoją deklarację będzie realizował – komentuje Adam Michczyński.

– Wobec wątpliwości, które zaistniały, mogę zdeklarować, iż zamierzam porozmawiać z radnym, prosząc go o informacje dotyczące realizacji przez niego wyborczej obietnicy – dodaje.

Gabriel Bodzioch (PiS) to jedna z niespodzianek ubiegłorocznych wyborów samorządowych. Do czasu głosowania był w skali miasta anonimowy. W wyborach zdobył jednak 738 głosów (gros z nich w swojej rodzinnej Sośnicy) i z piętnastym wynikiem w Gliwicach zdobył mandat radnego zostawiając w tyle faworyzowanych konkurentów. O Bodziochu po raz pierwszy głośno było w marcu tego roku, gdy interweniował w sprawie koncertu zespołu Slayer w Arenie Gliwice, zarzucając wydarzeniu promocję satanizmu.

Michał Szewczyk

AKTUALIZACJA:
Zaledwie kilka godzin po publikacji artykułu, radny Gabriel Bodzioch zamieścił na facebooku oświadczenie. Próbę sprawdzenia, czy zgodnie z obietnicą przekazuje diety na cele charytatywne, nazywa „atakiem portalu 24gliwice na moją osobę”.
Dalej słyszymy „Przed wyborami we wrześniu na facebooku umieściłem informację, że gdy zostanę radnym (…) zrzeknę się diety na cele charytatywne. Zostało mi to dzisiaj zarzucone, że tego nie robię (…)”

Jak się okazuje, radny Gabriel Bodzioch ma problem nie tylko z komunikacją z mediami, ale również ze zrozumieniem prostego artykułu. W tekście nigdzie nie zarzucamy radnemu, że nie przekazał diety na cele charytatywne. Informujemy natomiast, że mimo wielokrotnych próśb, radny konsekwentnie ignorował pytania dziennikarzy. Arogancja karalna nie jest, ale może budzić wątpliwości co do intencji zapytanego.

Gabriel Bodzioch nie jest osobą prywatną. Jako radny powinien zrozumieć, że media mają prawo do zadawania pytań dotyczących jego aktywności publicznej. W normalnie funkcjonującej rzeczywistości, polityk czy samorządowiec, zamiast kluczyć i ignorować dziennikarzy, powinien na takie pytania po prostu odpowiedzieć. Ciągle liczymy, że radny zechce więc udokumentować i rozliczyć dokonane wpłaty. (mf)