Radny Marek Waniewski (PiS) w środę zjawił się w gliwickim areszcie by odbyć jednodniową karę po niezapłaceniu 30 zł mandatu za jazdę rowerem dworcowym tunelem.
Radny mimo możliwości wniesienia sprzeciwu bądź zażalenia, nie podjął korespondencji z sądem.
W sprawie roi się od absurdów – nie tylko, jak chce radny, związanych z wykonaniem kary za drobne wykroczenie, ale też „antysystemowym” rozgrywaniem orzeczeń sądu przez samego Waniewskiego.
Jak twierdzi radny, okazji do przedstawienia swojego stanowiska przed sądem nie miał, bo nie otrzymał żadnego z pism procesowych, w tym także wyroku nakazowego orzekającego grzywnę.
Realizacja: Łukasz Gawin, Michał Szewczyk
– Nie przypominam sobie, żebym otrzymał korespondencję z sądu. Żaden wyrok nie był odbierany. Dowiedziałem się o tym wszystkim dopiero teraz – mówi Waniewski.
Radny podkreśla, że swoją sprawą chce zwrócić uwagę na problem przepełnionych więzień w Polsce, a także sposób traktowania rowerzystów.
– W tej chwili nie mamy żadnej osoby skazanej na jeden dzień aresztu. Bardzo rzadko zdarzają się takie sytuacje – mówi kapitan Mariusz Grabowski z Aresztu Śledczego w Gliwicach.
Marek Waniewski w ostatnich wyborach samorządowych zdobył 310 głosów. Jest między innymi członkiem i założycielem gliwickiego Klubu Frondy.