Nie tylko w centrum, ale rozsiane po co najmniej kilku dzielnicach Gliwic. Tak już na początku może wyglądać system stacji rowerów miejskich.
Jak mówią nam urzędnicy, jeśli pomysł się sprawdzi, inwestycja będzie rozwijana, a liczba stacji zostanie zwiększona. Na starcie projektu wątpliwości jednak jest sporo – projekt startuje z łatką „galanterii”, którą notabene nadał mu wiceprezydent Wieczorek. Sęk w tym, że rowery miejskie mogą być czymś więcej niż gadżetem, to realna alternatywa dla komunikacji miejskiej czy samochodu.
UROWEROWIANIE GLIWIC
Umowę na stworzenie systemu wypożyczalni rowerowych z firmą Nextbike Polska S.A. Miasto podpisało na początku lutego. To dopiero pierwszy krok do wdrożenia całego systemu. Na pierwszy ogień pójdzie lokalizacja stacji. Wstępną koncepcję przygotuje w ciągu najbliższych dwóch tygodni wykonawca, ale ostateczną decyzję podejmą urzędnicy.
– Za umiejscowienie stacji odpowiada Miasto. Jednak jeżeli będzie taka potrzeba to służymy opinią i wymianą doświadczeń. Wdrażaliśmy takie systemy w kilkunastu miastach w całym kraju – mówi nam Marek Fall z Nextbike Polska S.A.
W Gliwicach powstanie na razie 10 stacji, które będą dysponować łącznie setką jednośladów.
– Odległości między stacjami będą różne, a stacje nie zostaną ograniczone do centrum miasta, ale pojawią się także w innych dzielnicach Gliwic
– tłumaczy Mariola Pendziałek, naczelnik Wydziału Przedsięwzięć Gospodarczych i Usług Komunalnych.
W grę wchodzą m.in. duże osiedla (Sikornik) a nawet odległe od centrum Łabędy. Ostateczne decyzje mają zapaść po rozmowach z wykonawcą i Gliwicką Radą Rowerową.
– Projekt oceniamy dobrze, bo to dobry krok w stronę „urowerowienia” miasta. Dziesięć stacji pokryje stosunkowo mały obszar – te rowery nie nadają się do pokonywania dużych odległości i w naszej ocenie będą stanowić uzupełnienie komunikacji miejskiej – uważa Andrzej Parecki z GRR. – Mamy nadzieję, że w Gliwicach dużą rolę odegra ciekawość i mieszkańcy będą rejestrować się, choćby po to, by sprawdzić, jak się z systemu korzysta – dodaje.
Budowa zainteresowania wokół projektu będzie kluczowa dla jego przyszłości. Doświadczenia innych miast pokazują, że rowery miejskie same się nie obronią, a źle zaprojektowany system może doprowadzić do fiaska całej koncepcji. Tak stało się w Rzeszowie, który w 2011 roku wystartował z setką rowerów (miasto liczy 180 tysięcy mieszkańców, więc demograficznie jest porównywalne z Gliwicami). Według badań w latach 2012-2014 z jednośladów korzystało… 0,002% rowerzystów. Przyczyną były problemy z uiszczaniem opłaty za wypożyczenie, zła lokalizacja stacji i fatalna jakość rowerów (w Rzeszowie wypożyczalniami zarządzała firma RoweRes).
COŚ WIĘCEJ NIŻ ZABAWKA
Ryzyko, że również w Gliwicach miejskie rowery staną się zabawką, która szybko się mieszkańcom znudzi jest duże. Proces rowerowego ożywania miasta to budowa ścieżek i dróg rowerowych, parkingów, odpowiedniej infrastruktury, ograniczanie ruchu samochodowego w śródmieściu i równoważenie roli kierowców i rowerzystów. Magistrat zaproponował jednak od razu finalny produkt całego procesu. To będzie miało wpływ na jakość użytkowania z jednośladów, ale przede wszystkim na bezpieczeństwo.
– Dróg dla rowerów brakuje – to niestety żadna nowość. Istnieje ryzyko, że w cieplejszych miesiącach będziemy mieli wysyp rowerzystów na chodnikach. Z drugiej strony miasto może dostrzeże potrzebę ich szybkiej budowy, bo dotychczas drogi dla rowerów były poza jakimkolwiek zainteresowaniem władz. Mamy więc nadzieję, że Gliwicki Rower Miejski będzie systemem praktycznym, a nie „galanterią” i w końcu uwypukli problem braku infrastruktury rowerowej – podkreśla Andrzej Parecki.
– Stacje pojawią się w pobliżu dróg rowerowych, będziemy sugerowali rowerzystom poruszanie się wyznaczonymi ścieżkami, ale jeśli ktoś będzie chciał jechać ulicą, nie możemy mu tego zabronić – przyznaje Mariola Pendziałek.
Pomysł wprowadzenia rowerowych wypożyczalni w Gliwicach pojawił się za sprawą radnego Dominika Dragona (PO) w 2008 roku. Szybko został storpedowany przez Magistrat i trafił do „ratuszowej zamrażarki”. Gdy wydawało się, że przepadł na zawsze, nieoczekiwanie wrócił pod obrady Komisji Rozwoju Miasta i Inwestycji pod koniec grudnia 2015 roku. To wówczas wiceprezydent Piotr Wieczorek (z zamiłowania kolarz) określił go mianem „miejskiego gadżetu, galanterii miejskiej”. Przed urzędnikami więc zadanie by przeciwstawić się prezydenckiej tezie i wydobyć z inwestycji cały jej potencjał.
– Chcemy to przedsięwzięcie systematycznie rozwijać. Dziesięć stacji na „dzień dobry” to dopiero początek. Jeśli pomysł spodoba się mieszkańcom, w najbliższych latach będziemy zwiększać ich liczbę – zapewnia nas Mariola Pendziałek.
W Gliwicach wypożyczalnie mają funkcjonować w sezonie rowerowym od 1 marca do 30 listopada, przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Koszt ich wdrożenia to 931 tysięcy złotych.
Michał Szewczyk