Strażacy z PSP Gliwice otrzymali zgłoszenie o tonącej sarnie w Kanale Gliwickim. Na miejsce zadysponowano najbliższy zastęp, jaki mógł w najkrótszym czasie tam dojechać, a także specjalistyczny sprzęt z dalszej jednostki.
Mimo wysiłku, zwierzęcia nie udało się uratować, mieliśmy jednak okazję na własne oczy przekonać się jak niebezpieczne mogą być sytuacje, w których interweniują strażacy.
O sprawie zawiadomił nas w poniedziałek pracownik Śluzy Łabędy, który był naocznym świadkiem tej sytuacji – „w Kanale Gliwickim topi się koziołek” – informował w rozmowie telefonicznej. Jak mówił, strażacy dotarli na miejsce, ale stali tylko na brzegu i obserwowali sytuację. Zwierzę zaś opadało z sił. Dlaczego od początku go nie ratowano? Znamy wyjaśnienie tej sytuacji.
Jak poinformował nas kapitan Damian Dudek, rzecznik gliwickiej straży pożarnej, w poniedziałek, mimo ustania huraganu „Nadia”, intensywne działania strażaków przy usuwaniu jego skutków nadal były prowadzone.
Początkowo na miejsce zadysponowany został najbliższy zastęp, który mógł dojechać na miejsce jak najszybciej, a także zastęp wyposażony w specjalistyczny sprzęt (np. ubrania wypornościowe, łódź) z dalszej jednostki. Liczył się czas, którego sarna miała coraz mniej, a nie wiadomo było, jak długo przebywała na lodzie. Ważne było też bezpieczeństwo ratowników („dobry ratownik to żywy ratownik”).
– Od samego zgłoszenia do przyjazdu pierwszego zastępu już mija czas, a zastęp był na miejscu szybko. Czasem ten czas osobom postronnym się dłuży – zaznacza Dudek.
– Stwierdzono, że miejsce jest nieodpowiednie do zejścia do kanału – kontynuuje rzecznik PSP Gliwice, który zaznacza przy tym, że lokalizacja została wskazana przez zgłaszającego w sposób nieprecyzyjny. – Strażacy musieli przenieść się w inne miejsce, gdzie po zgromadzeniu sprzętu mogli bezpiecznie podjąć sarnę. W międzyczasie sarna opadła z sił – dodaje.
Po zgromadzeniu odpowiedniego sprzętu specjalistycznego na miejscu zdarzenia strażacy w stosunkowo krótkim czasie podjęli sarnę z wody, która już nie dawała oznak życia
– podsumowuje kpt. Dudek.
Na miejscu pracowały 3 zastępy straży pożarnej, w sumie 8 strażaków. Działania PSP trwały niespełna 2 godziny – składał się na to (oprócz samych działań ratowniczych) czas dojazdu pierwszego zastępu na miejsce zdarzenia, rozpoznanie i ocena sytuacji, dojazdu sprzętu, a także czas przejazdu do miejsca, gdzie w sposób bezpieczny można było sarnę podjąć i ostatecznie – przekazanie miejsca zdarzenia pracownikowi obiektu.
(żms)
wideo: Łukasz Gawin