Wakcje. W lipcu nastał dla mnie czas urlopu, wylegiwania się na plaży, a także kolejne tygodnie mojej diety…
Najbardziej bałem się, że na wakacjach stracę ciężko wypracowane nawyki żywieniowe i pogrążywszy się w słodkim lenistwie odzyskam stracone kilogramy. Moje obawy były uzasadnione ? z forum internetowego dowiedziałem się, że ośrodek, do którego się wybieram, słynie z dobrej kuchni. Czy udało mi się kontynuować spadek wagi? Zapraszam do lektury.
Tydzień czwarty i piąty
Tuż przed wyjazdem wizyta w Natur House. Przyjąłem wskazówki żywieniowe, i zaopatrzyłem się w nowe suplementy i dietetyczne przekąski oraz batoniki energetyczne na podróż. Waga wskazywała pół kilograma mniej niż poprzednio. Niby niewiele, ale od ostatniego ważenia minęły przecież tylko cztery dni. Waga przed wyjazdem 92,5 kilograma. Pani dietetyk wyjaśniła mi czego powinienem unikać na stołówce, na co mogę sobie pozwolić (np. wolno mi było jeść lody ? chociaż bez przesady!), i życzyła udanego wypoczynku. A więc w drogę.
W pociągu znaleźliśmy z synem nasz przedział, upchaliśmy walizkę na półce i zabraliśmy się do późnej kolacji. Syn zjadł dwie kanapki, popił mrożoną herbatą, a ja… otwarłem mój batonik. Był słodki, co mnie zdziwiło. Przez ostatnie dwa i pół tygodnia odwykłem już od smaku cukru. Popiłem wodą, i… poczułem się najedzony. Czyżby to jedzenie dla astronautów? Zasypiałem zastanawiając się, jaka czeka nas pogoda.
Zobacz jak radziłem sobie w poprzednich tygodniach:
Dalej zrzucam zbędny balast. Widać już pierwsze efekty (II.)
Rano byliśmy już nad morzem. Po wyjściu z pociągu ciągle nie byłem głodny, ale młody ciągnął na rybkę. Zamówiliśmy flądrę ? nie pamiętałem, czy była na liście potraw zabronionych, (lista była na dnie walizki), ale rybkę zjedliśmy ze smakiem, za to bez panierki. Poszliśmy na plażę, po drodze wyciągając parasole (przez pierwsze dni często lało), później pojechaliśmy do naszego ośrodka. Zameldowaliśmy się, zostawiliśmy walizę w pokoju i wybraliśmy się na rekonesans. Nieźle, był basen, siłownia, leżaki, rowery, a do plaży mieliśmy 300 metrów.
Była też stołówka, a tam… koszmar ludzi na diecie… szwedzki stół, a na nim do wyboru wszystko to, czego mi wolno i nie wolno jeść.
Zgłodniałem po plażowaniu, więc wieczorem zjadłem większą kolację, a później poszliśmy z synem na basen. Wykombinowałem sobie, że przecież w dwa tygodnie to zgubię… Co tam. Najwyżej rano będę jadł mniejsze śniadania. Jednak śniadania okazały się jeszcze lepsze niż kolacje… Same jajka przygotowywano na siedem różnych sposobów. Jadłem z poczuciem winy i biegłem na plażę (mimo, że dalej lało), po plaży szliśmy pograć w ping-ponga, później były rowery, basen… Po kolacji padałem na twarz, młody zasnął nawet w trakcie projekcji Harrego Pottera… Niesamowite.
Na szczęście w kolejnych dniach pojawiło się słońce, więc do naszych sportów dołączyła siatkówka plażowa, a nawet popływaliśmy w morzu (na początku woda w Bałtyku miała 13 stopni!). Regularne posiłki (niestety, przeginałem ilościowo) sprawiły, że nie musieliśmy dojadać na mieście (Nawet mój wiecznie głodny syn pobił rekord, zjadając w ciągu dwóch tygodni tylko 3 gofry, 4 hot-dogi i jedną gotowaną kukurydzę na plaży). Za to podjadał mi moje dietetyczne ciasteczka Fibroki. Miały starczyć na cały urlop, a skończyły mi się w połowie. Faktycznie były bardzo smaczne.
Niestety, nadszedł w końcu ostatni dzień naszego pobytu. Wypiłem jedno jedyne dozwolone piwo (taki ze mnie twardziel!), a następnego dnia byliśmy już w Gliwicach. Nie ważyłem się ani razu, w końcu tyle jadłem, że było mi trochę mi wstyd. Martwiłem się, co ja napiszę w następnym felietonie? Ale cóż, opalony i trochę zmęczony (jak to po urlopie) poszedłem na kolejną wizytę. Pani Monika przywitała mnie serdecznie, a ja nadrabiałem miną. Bałem się tego ważenia. A tu niespodzianka! 1,5 kilograma mniej. W pasie też 9 centymetrów ubyło. Po pięciu tygodniach diety zrzuciłem prawie 10 kilogramów! Za szybko czy nie, ale motywacja jeszcze wzrosła!
Ps. Syn też zrzucił trochę wagi. Oświadczył, że więcej ze mną nie pojedzie na wczasy, bo on jechał nad morze, żeby odpocząć, a nie uprawiać sporty ekstremalne. No i nie podzieliłem się z nim resztą ciasteczek i batonikiem…
Centrum Dietetyczne Naturhouse
ul. Bytomska 8
44-100 Gliwice
tel. 32 331 50 14
(tekst sponsorowany)