W piątek, na stronie internetowej gliwickiej policji pojawiła się informacja o kradzieży kilkuset plakatów reklamujących ?3 Festiwal Rytm Gliwice?.
Bulwersująca sprawa wydawała się być dość tajemnicza ? któż mógłby życzyć źle lokalnemu festiwalowi? Trudno o taką zawiść posądzać konkurencję.
Sprawą zajął się Wydział Kryminalny I KP w Gliwicach. Jak wynikało z treści informacji, plakaty rozwieszono 19 października, głównie na przystankach autobusowych. Dzień później, organizator imprezy spostrzegł, że praktycznie wszystkie postery zniknęły.
Powiadomiono policję.
Niestety, a może na szczęście, okazało się, że do żadnej kradzieży nie doszło. Gdy w piątek skontaktowaliśmy się z organizatorem festiwalu, Stowarzyszeniem Muzycznym „Rytm”, grzecznie poproszono nas, by się już tą sprawą nie zajmować.
Niestety, nie wyjaśniono dlaczego.
Informacja o kradzieży plakatów została również usunięta ze strony policji. Jak się okazało, organizatorzy imprezy nie posiadali niezbędnych pozwoleń na wywieszanie plakatów. Wobec tego, firma Remondis, odpowiadającą za porządek w mieście, usunęła reklamy z gliwickich przystanków.
– Policja przestała się już zajmować tą sprawą, ponieważ nie doszło do żadnego przestępstwa ? powiedział nam rzecznik prasowy KMP w Gliwicach Marek Słomski.
A nam pozostaje cieszyć się, że skończyło się tylko na niedopatrzeniu.
A oto treść wyjaśnienia, które w dniu 4 listopada otrzymaliśmy od Mariana Dragona reprezentującego S.M. Rytm.
.
„Ubolewamy z powodu faktu, że Remondis ściągał nasze plakaty już w kilka godzin po ich rozklejeniu. Trudno nam stwierdzić dlaczego tak się stało. Tym bardziej, że zaraz po tym fakcie kontaktowaliśmy się z Remondisem i nie uzyskaliśmy potwierdzenia, że to ta Firma jest za to odpowiedzialna. Przy okazji podkreślaliśmy, że posiadamy pozwolenie na rozklejanie plakatów na przystankach. Plakaty, które rozwieszaliśmy „pilotażowo” w ciągu kolejnych dni (po kilka sztuk dziennie) nadal były zrywane! Tak jak Państwo napisali – „sprawa wydawała się być dość tajemnicza”. Nie wiedzieliśmy kto życzy źle Festiwalowi, na który zjeżdżają wokaliści nawet z Bydgoszczy czy Warszawy. Zdecydowaliśmy się zgłosić sprawę na Policję. Pomocna okazała się dopiero bepośrednia rozmowa z przypadkowo spotkanym pracownikiem Remondisa, który – jak się okazało – te plakaty ściągał. Plakaty rozwieszone po tej pamiętnej rozmowie nadal zdobiły wiaty miejskich przystanków i nikt ich nie zrywał.”