Noc z czwartku na piątek. Dochodzi północ, na skwerze Doncaster kilkanaście osób. Większość w skupieniu wpatrzona w smartfony. Tak jest już od tygodnia i raczej szybko się to nie zmieni.
– Tutaj jest pokestop z funkcją wabienia pokemonów, takich miejsc nie ma w Gliwicach dużo – komentuje jeden z graczy.
Szaleństwo trwa od ponad tygodnia. W Polsce, ale i na całym świecie tysiące osób spaceruje po ulicach miast w poszukiwaniu fikcyjnych stworów. Do zgarnięcia jest ich kilkaset, a znajdować się mogą praktycznie wszędzie. Dodatkowe profity, które wspomagają graczy można uzyskać w tzw. pokestopach. Jeden z nich zlokalizowany został właśnie na skwerze Doncaster. W pobliżu są też kolejne m.in. na placu Piłsudskiego, przy Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, a nawet przy tablicy upamiętniającej prezydenta Tadeusza Gruszczyńskiego.
– To praktycznie każdy zabytek lub inne miejsce zaznaczone na mapie Google, ale jeśli chodzi o pokestopy z funkcją wabienia pokemonów, to jak na razie znalazłem tylko trzy: przy Politechnice Śląskiej, przy Urzędzie Miasta i przy Palmiarni
– pisze Mateusz, który przy okazji wysłał nam zdjęcie z tłumem młodzieży grającej na terenie campusy akademickiego.
Oprócz „pokestopów” w Gliwicach jest też kilka „pokearen”, gdzie zawodnicy przy pomocy złowionych pokemonów toczą bitwy. Ponieważ gracze poruszają się na granicy przestrzeni realnej i wirtualnej, nierzadko dochodzi do zderzenia tych dwóch światów.
– Wiem, że moja lodziarnia może mieć jakieś pokemony, ale no ludzie… Codziennie wchodzi grupka osób, stoi z telefonami i krzyczą, że tutaj jest Pikachu. Rozumiem waszą ekscytację, ale ile można? Jeśli nie jesteście zainteresowani usługami mojej lodziarni to nawet nie wchodźcie, bo inaczej będę przeganiał, nawet jakby tu był legendarny pokemon
– denerwował się właściciel jednej z gliwickich kawiarni w serwisie facebookowym Nowe Spotted: Gliwice.
Irytacja zrozumiała, choć niekoniecznie słuszna z ekonomicznego punktu widzenia. Jak podają branżowe portale, w wielu miejscach na świecie handlarze oraz właściciele restauracji próbują wykorzystać pokemony w służbie swojego biznesu. Opłacają wirtualne wabiki na stwory, które przyciągają Pokemony w okolicę ich lokali. Niektórym przychody miały podskoczyć nawet dwukrotnie. Zyski zwiększyła kolosalnie też firma Nintendo, która wyprodukowała „Pokemon GO”. Szacuje się, że akcje spółki na giełdzie w Tokio powędrowały w ciągu tygodnia o ponad 100% w górę.
Zabawa dla nastolatków? Zjawisko socjologiczne? Na pewno znak czasów i prztyczek dla wszystkich animatorów miejskiego życia. Pokemony przynajmniej na pewien czas ożywiły Gliwice, jak nikt wcześniej.
(msz)
POKEMON GO – ALE O CO CHODZI?
Pokemon Go to gra adresowana dla użytkowników smartfonów. Rozgrywka toczy się na mapie wzorowanej na prawdziwym świecie (na zdjęciu głównym, po lewej rzut z gry na skwer Doncaster i okolice).
Aby przemieszczać bohatera, a tym samym aby szukać pokemonów, gracze muszą wykorzystać własne nogi. Tym samym „planszą” gry stają się np. ulice miast. Algorytmy gry generują pokemony w różnych miejscach. Dodatkowo aplikacja współpracuje z wbudowaną w telefonie kamerą, przez co gracz ma wrażenie, że łapie zdobycz w realnym świecie. I tak otrzymaliśmy niedawno od Czytelnika screen z pokemonem, który przesiadywał tuż pod drzwiami naszej redakcji (plac Piłsudskiego 3). Wraz z upływem gry, gracze oprócz tworzenia swojej „kolekcji” pokemonów, mogę je rozwijać oraz walczyć z innymi przeciwnikami.