To już rok z nowym Teatrem Miejskim. Czy brakuje „Operetki”? Pytamy ekspertów

Teatr Miejski w Gliwicach rozpoczyna właśnie drugi sezon działalności. To dobry moment na małe podsumowanie tego jak nowa-stara placówka radziła sobie w pierwszym roku po likwidacji Gliwickiego Teatru Muzycznego.

O opinie poprosiliśmy cenionych obserwatorów życia kulturalnego Gliwic – Małgorzatę Lichecką, dziennikarkę „Nowin Gliwickich”, oraz Dariusza Jezierskiego, reżysera teatralnego.

Czy na progu drugiego sezonu, możemy pokusić się o tezę, że Teatr Miejski w Gliwicach zmierza w dobrym kierunku i ma szansę stworzyć równie silną markę jak GTM?

M. Lichecka: „Ten teatr już jest marką”
– Zmiana w przestrzeni teatralnej miasta dokonała się o dekadę za późno, a Gliwicki Teatr Muzyczny stracił swoją markę w momencie, kiedy nie potrafił wypracować linii repertuarowej mieszczącej się w pojęciu współczesnego teatru muzycznego. GTM okopał się i zapadł w letarg, więc kwestią czasu był jego nieuchronny upadek. Teatr Miejski w Gliwicach jest zupełnie nową jakością teatralną, instytucją kultury budowaną od podstaw. Przed zespołem trudne zadanie: musi przekonać publiczność nie tylko do programu i działań artystycznych, ale też do nowych warunków scenicznych. Łukasz Czuj  (dyrektor artystyczny TM – red.) chce zrewolucjonizować scenę, bo tak należy odczytać jego intencje, choć on sam nie używa słowa „rewolucja”. Ufam Czujowi, bo to teatralne zwierzę i wie, jak przecierają się i ścierają teatralne mechanizmy. Ufam młodemu zespołowi, podejmującemu wyzwanie i ciężko pracującym na zainteresowanie publiczności. I wierzę, że TMG już jest marką.

D. Jezierski: „Temu teatrowi pilnie potrzeba więcej artystycznej odwagi”
– Czy Teatr Miejski zmierza w dobrym kierunku okaże się za 2-3 lata. Profesjonaliści doskonale wiedzą, że nawet wtedy, gdy zmienia się jedynie dyrektor artystyczny, nowe image teatru buduje się przez kilka lat. To dlatego tak ważne są plany repertuarowe nowego „artystycznego”. Za dawnych, dobrych czasów były one podawane do wiadomości publicznej, dyskutowane… Łatwiej było potem rozliczyć kierownictwo z obietnic. W Gliwicach mamy jeszcze bardziej złożoną sytuację – tu tak naprawdę stworzono teatr od podstaw. Można się tym bardziej spodziewać strzałów chybionych, nietrafiających w gusta i oczekiwania publiczności. I takie „strzały” były. Inna sprawa, że w dużej mierze wynikały z pewnej zachowawczości w decyzjach artystycznych. Jak na leżącą u podstaw likwidację teatru muzycznego, raczej niepojęte jest tworzenie autorskich spektakli mniej lub bardziej muzycznych, jedynie ze względu na preferencje „artystycznego”. Sądzę, że wystarczyłyby gościnne, bo inaczej zaczyna być szkoda baletu, czy chóru GTM, nieprawdaż? Cóż, nie wiem zatem, czy teatr idzie w dobrym kierunku. Wierzę, że tak, ale pilnie potrzeba mu więcej artystycznej odwagi, bo inaczej nawet bardzo dobre inscenizacje („Psie serce”) nie zmienią ogólnego wrażenia wtórności i zachowawczości.

fot. teatr.gliwice.pl

Jak prezentuje się CV Teatru Miejskiego po pierwszych 12 miesiącach działalności? Co zasługuje na szczególne wyróżnienie bądź krytykę?

D. Jezierski: „Nierówno, choć wiem, że w Gliwicach można osiągnąć naprawdę wiele”
– Oferta bardzo nierówna. Kulą w płot w przypadku inauguracji – „Miasto spokojnej młodości” zawiodło mnie bardzo. Neszczęsny „Józek…” również. Naprawdę bardzo dobre „Psie serce” utwierdziło mnie w przekonaniu, że można w Gliwicach osiągnąć naprawdę wiele. „Nory” wciąż nie dałem rady obejrzeć. Bardzo mnie interesuje, bowiem jestem z tym tekstem bardzo związany emocjonalnie. Obiecałem sobie, że to właśnie ten spektakl ostatecznie przekona mnie o miejscu gliwickiego teatru w naszej rzeczywistości.

M. Lichecka: „TM zaproszono do klubu najlepszych”
– W teatrze przy Nowym Świecie bywam często. Obejrzałam wszystkie premiery: od pierwszej – „Domu Spokojnej Młodości” do najnowszej – „Ich czworo. Reality show”. Dobrze, że zespół stawia sobie tak wysokie zadania aktorskie i bierze na warsztat klasykę. Dobrze, że nie unika rozwiązań niekonwencjonalnych i nie boi się iść pod prąd. Ta scena od lat, może z wyjątkiem Gliwickich Spotkań Teatralnych, nie zajmowała się teatrem sensu stricto. Teraz to robi. Rozmawiam z młodymi aktorami, reżyserami, słucham głosów publiczności i wiem, że Gliwice nie przywitały „nowych” z otwartymi ramionami, a mimo to, a może właśnie dlatego, starają się tworzyć i grać na najwyższych obrotach. Ważne, że TM odzyskuje widza najmłodszego – i tu brawa za doskonałe „Ach, jak cudowna jest Panama” i „Niezwykły lot pilota Pirxa”. Przed nami kolejna premiera, koprodukcja z legnickim Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej. Uznana scena teatralna, za jaką od lat uchodzi Legnica chce pracować z Gliwicami. To wyraz nie tylko zaufania, ale także zaproszenie do klubu najlepszych.

Jak propozycje „nowego teatru” rezonują w świadomości gliwiczan? (frekwencja, odbiór działalności placówki przez mieszkańców)

M. Lichecka: „Widownia TM odmłodniała”
– Z jednej strony gliwicka publiczność jest kapryśna a do teatru często chodzą ci, którzy „kochali operetki”. Chociażby po to, by ponarzekać na „nowych”. Z drugiej, miniony rok pokazał, że tych ostatnich już coraz mniej, a widownia odmłodniała i żywo komentuje to, co dzieje się na scenie.

D. Jezierski: „Daję naszemu teatrowi czas”

– Obawiam się, że nie rezonują. Nie mamy w mieście dobrej krytyki teatralnej, a póki co znani krytycy do nas nie zaglądają. A rezonowanie czegokolwiek oznacza dyskutowanie, reakcje – zarówno artystyczne jak i całkiem zwyczajne. Tych nie dostrzegam. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że całkowicie błędnie rozumie się w Gliwicach właściwą pozycję teatru i jego aktorów. Otóż oni wcale nie muszą iść „w teren”, wychodzić do ludzi. Nie trzeba się też prześcigać w tzw. „interakcji” i „wychodzeniu w przestrzeń miejską”. Ważne jest to, czy nas wkurzą, rozśmieszą i pobudzą (lub obudzą!) swoim kunsztem. Wyjście w przestrzeń miasta jest oczywiście niezbędne. Ale ono musi być naturalne, niejako wymuszone rzeczywistą potrzebą po stronie widzów. Bo inaczej jest trochę teatralną hochsztaplerką.
Podsumowując wszystko, podkreślę, że daję naszemu teatrowi czas. Ma wciąż swoją szansę. Słabości, czy nawet porażki wcale mnie nie przerażają. Liczy się proces. Liczy się jego rezultat, a na ten jeszcze poczekajmy ze 3 lata.

opracowanie: Michał Szewczyk