Trudno się nie „nadziać”. Oszuści doskonalą swoje metody na każdym kroku

Mężczyzna przelewał pieniądze nieznanym sobie ludziom, kobieta wpuściła obcego do mieszkania, bo miał odblaskową kamizelkę. W obu przypadkach doszło do utraty pieniędzy. W innej, nieudanej próbie (przypuszczalnie) wejścia w posiadanie cudzych środków, powołano się na instytucję finansową.

 
Metod oszustwa jest tak wiele, że trudno się nie „nadziać” – trzeba być ostrożnym wręcz na każdym kroku. A jednak – pewien dobrze wykształcony 50-latek, skuszony reklamą usług brokerskich, zaufał obcym osobom z mediów społecznościowych(!). Przed dłuższy czas wpłacając gotówkę i robiąc im przelewy, przekazał oszustom aż 300 tys. zł. Wtedy dopiero przyszła refleksja, że może źle zainwestował środki. Udał się zgłosić sprawę na policję.

Kobieta wpuściła pseudo-gazownika w maseczce

Legenda głosi, że z drabiną można wejść wszędzie. Tym razem wystarczyła kamizelka odblaskowa i podanie się za konserwatora jednej z dostępnych powszechnie instalacji.

70-latka uwierzyła nieznajomemu, który zadzwonił do jej drzwi. Mężczyzna (wzrostu ok. 180 cm, szczupłej budowy ciała, ubrany w czapkę z daszkiem, żółtą odblaskową kamizelkę i z czarną maseczką na twarzy) powiedział, że jest z gazowni – to wystarczyło, by został wpuszczony do mieszkania. Potem nastąpiła prośba o rozmienienie banknotu 200-złotowego – relacjonuje podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy KMP Gliwice.

Lokatorka przy „gazowniku” udała się do miejsca, w którym trzymała pieniądze, pokazując tym samym, gdzie przechowuje swoje zasoby. Domyślić się łatwo się, że wszystkie skarby straciła. Były to szkatułka ze zbieraną przez całe życie złotą biżuterią oraz gotówka. Straty – 6000 zł

– dodaje.

Po kilku godzinach pokrzywdzona zorientowała się, że ją okradziono. Wtedy udała się na policję, która teraz prowadzi dochodzenie i prosi by ostrzegać znajomych oraz rodzinę.

Czy potwierdza Pan wzięcie kredytu?

Z tą akurat sprawą w piątek zwrócił się do nas Czytelnik, planujący dopiero zgłosić ją policji. Będąc akurat w pracy odebrał on telefon (rzekomo z banku PKO) z zapytaniem, czy potwierdza wzięcie kredytu na 7 tysięcy złotych. Nie potwierdził. – Nie jestem klientem tego banku i nie podałem żadnych danych, ale myślę że warto to na nagłośnić – mówi. Następnie zadzwonił do wspomnianego banku z zapytaniem, czy to od nich dzwoniono. Okazało się, że numer telefonu nie należy do tej instytucji finansowej.

(żms), KMP Gliwice