Wraz z nadejściem wiosny topnieją plany reaktywacji wąskotorówki.
Choć dla wielu zapowiedzi o wskrzeszeniu zabytkowej kolejki to zwykła „kiełbasa wyborcza”, miasto zapewnia, że plany te są jak najbardziej poważne.
Jak informowaliśmy w grudniu, miasto poważnie rozważa reaktywację trasy z Gliwic do Rud. Firmie z Katowic zlecono przygotowanie studium wykonalności, wstępnie zaplanowano trasę z podziałem na stacje i spekulowano nawet o zakupie nowego szynobusu. W projekt, oprócz Gliwic, zaangażowały się samorządy z Rybnika, Pilchowic i Rud. Na przełom I i II kwartału tego roku zaplanowano decydujące spotkanie na szczycie, z udziałem prezydentów i burmistrzów wszystkich gmin biorących udział w tym przedsięwzięciu.
Zebranie jednak się nie odbyło, ze względu na problemy ze studium wykonalności opracowywanym przez Grupę Gumułka z Katowic.
– Dokument, w obecnej formie, nie spełnia naszych oczekiwań. Oczekiwaliśmy bardziej merytorycznego i obszerniejszego podejścia do tematu. Obecnie negocjujemy z firmą. Chcemy, by dokument spełniał nasze założenia – informuje nas Mariusz Kopeć, rzecznik prasowy Śląskiej Sieci Metropolitalnej.
Odmienne zdanie co do przebiegu wydarzeń mają przedstawiciele firmy, która realizowała studium wykonalności na zlecenie ŚSM.
– Dokument został przekazany w terminie określonym w umowie. Następnie był modyfikowany i uzupełniany zgodnie ze wskazówkami Śląskiej Sieci Metropolitalnej. W grudniu zamawiający wniósł jeszcze uwagi i propozycje do ostatecznej wersji, nie wymagały one jednak korekty dokumentu. W związku z tym uznajemy że zamawiający zaakceptował jego treść ? mówi Wojciech Gumułka z Grupy Gumułka.
Sceptycy zauważają, że dziwnym zbiegiem okoliczności do tematu wąskotorówki wracano także latem 2010 roku, a więc na kilka miesięcy przed ostatnimi wyborami samorządowymi. Nie mają wątpliwości, że to typowa „kiełbasa wyborcza”. Zdaniem ŚSM, która z ramienia miasta nadzoruje prace nad wąskotorówką, te zarzuty są bezpodstawne.
– Przecież to nie tylko nasza propozycja. Z projektem wyszły także inne gminy. Cokolwiek byśmy teraz nie zrobili w związku z zabytkową kolejką, to zawsze ktoś powie, że to ma związek z wyborami. Nam naprawdę zależy na tym projekcie – stanowczo dementuje spekulacje Mariusz Kopeć.
O ile na tym etapie kwestie dobrych intencji władz miasta trudno ocenić, o tyle szanse na uzyskanie środków unijnych szacowane są jako „znikome”.
– Scenariusz wydatkowania środków nie jest jeszcze przesądzony. Informacje pojawiające się w mediach nie są potwierdzone, więc w dalszym ciągu liczymy na dotację z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, które chętnie przydziela dotacje na projekty związane z infrastrukturą kolejową – utrzymuje rzecznik miejskiej spółki.
Jak dodają w ŚSM, jeżeli gminy ruszą z projektem i dostaną zapewnienia o środkach, to wąskotorówką pojedziemy najwcześniej około 2018 roku. Trudno w tej chwili szacować koszty takiej inwestycji, gdy nie znana jest dokładna zawartość studium wykonalności. Biorąc pod uwagę, że infrastruktura torowa w dużej mierze została rozkradziona, a budynki (stacja Trynek na zdjęciu) znajdują się w opłakanym stanie, można podejrzewać, iż koszty byłyby astronomiczne.
Wiadomo, że gminy rozpoczęły starania o grunty należące do PKP.
Niewielką część terenów już zabezpieczono, choć, jak podkreślają w ŚSM, jeśli chodzi o gospodarkę nieruchomościami, to w PKP panuje „spory chaos”.
– Na razie na projekt nie wydaliśmy jeszcze ani złotówki. Na mocy umowy, za studium wykonalności i ocenę stanu infrastruktury, opracowaną przez Politechnikę Śląską, będziemy musieli zapłacić dopiero, gdy wykorzystamy te dokumenty. Kwotę szacujemy na około 30 tysięcy zł. Można powiedzieć, zabezpieczyliśmy się w pewien sposób – dodaje Mariusz Kopeć.
Michał Pac Pomarnacki