W Magistracie pojawiła się ponoć magiczna kula. Pierwsze czary-mary odprawiono nad ul. Siemińskiego. – 250-metrowy miejski podwórzec wycisza ruch uliczny i jest przestrzenią sprzyjającą wypoczynkowi – napisali w tekście reklamowym urzędnicy odpowiedzialni za promocję miasta.
Uiścili opłaty i rozesłali wyczarowaną wizję po regionalnych mediach. Rzucanie zaklęć kosztowało nas blisko 10 tysięcy złotych i jak mówią autorzy, miało cel „informacyjny”, choć granica między informacją, prawdą a marketingową manipulacją rozmywa się tu w niemal każdym zdaniu.
JEST ŹLE, ALE MOŻE BYĆ LEPIEJ
Woonerf miał być nową jakością w Gliwicach. Rozłożeniem akcentów skierowanych do tej pory na kierowców i ruch samochodowy. Tym razem przynajmniej na jednej ulicy w centrum mieli rządzić piesi.
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Niestety, pierwsze tygodnie na Siemińskiego to karykatura tego co na starówkach europejskich miast jest normą. [/perfectpullquote]Na „podwórzec” wybrano ważną komunikacyjnie ulicę i trudno się dziwić, że kierowcy nadal wybierają ją jako jeden z głównych dojazdów do centrum. Między parkletami powstają zatory, pył z ulicy osiada na miejskich meblach, a hałas nijak ma się do wypoczynku. Frustracja, nerwy, poczucie chaosu i (zwłaszcza dla pieszych) brak bezpieczeństwa. Dokładne przeciwieństwo idei, która stała za tym pomysłem. Nadal jednak można mieć nadzieję, że to problemy wieku dziecięcego, a projekt można poprawić.
CZARY-MARY ZA 10 TYSIĘCY
I tu urzędnikom z pomocą najwyraźniej przyszła owa magiczna kula. Zamiast działań – rzucanie czarów: bujdy i zmyślenie.
– Ulica Siemińskiego zamieniła się w przestrzeń przyjazną wszystkim mieszkańcom
– czytamy w materiałach rozpowszechnianych przez Magistrat.
– Spowolniony ruch samochodów oraz miejsca do siedzenia, spokojnego wypicia kawy czy rozmowy przyciągają zarówno mieszkańców, którzy chętnie obierają ten kierunek na spacery, jak i gości odwiedzających miasto.
Czytam i szukam ukrytego sarkazmu. Wszak Magistrat dotychczas do woonerfowych idei podchodził jak pies do jeża (przykład blokowania przez Urząd zeszłorocznej „Żywej Ulicy”).
– Od chwili otwarcia, ul. Siemińskiego cieszy się dużym zainteresowaniem i przyciąga przechodniów, którzy chętnie przysiadają na wygodnych siedziskach i cieszą się chwilą relaksu przy kawie i herbacie
– rzucają kolejne zaklęcia autorzy tekstu.
Czy ktoś z Urzędu przed przygotowaniem materiału wybrał się na miejsce? Jeżeli woonerf jest jeszcze nieskończony, jaki był sens jego reklamowania na terenie całego województwa?
– Magistrat nie zajmuje się bezpośrednio woonerfem. Obserwujemy, a ewentualne działania usprawniające będzie mógł podejmować ZDM, jeśli zajdzie taka potrzeba. Pomysł jak każdy ma swoich zwolenników i przeciwników – odpisują nam urzędnicy zapytani o ocenę nowej Siemińskiego.
Odpowiedzialnych więc brak. Wiemy za to, że „niezajmujący się woonerfem” Urząd przygotował o nim materiał promocyjny. Publikacja reklamowa ukazała się w kilku tytułach o zasięgu regionalnym. Łączny koszt to ok. 9 tys. 300 złotych. Warto by podobną gorliwość wykazano w naprawianiu tego co nie wyszło. Zanim jeszcze wykoślawiona idea zostanie ostatecznie zdyskredytowana przez niezadowolonych mieszkańców. Rzeczywistości nie trzeba zaklinać. Rzeczywistość można kreować.
Michał Szewczyk