Zieleń w Gliwicach? „Jesteśmy w czołówce wycinających”

„Nie jesteśmy wywrotowcami, tylko zwykłymi mieszkańcami, którzy chcą, by ich głos był realnie brany pod uwagę”.

O zanikającym zielonym potencjale Gliwic, planach wycinki słynnych już lip przy ul. Mickiewicza i nierównym dialogu urzędników z mieszkańcami, rozmawiamy z Jakubem Słupskim, prawnikiem, społecznikiem i jednym z liderów ruchu „Ratujmy Lipy”.

Michał Szewczyk, 24gliwice.pl: Niedawno Najwyższa Izba Kontroli zwracała uwagę na lekką rękę polskich samorządów do wydawania zezwoleń inwestorskich na wycinkę drzew w miastach. Gliwice są chlubnym wyjątkiem czy płyną z krajowym prądem?

Jakub Słupski: Gliwice nadal są bardziej zielone od innych śląskich miast, ale ostatnie lata pokazują, że niestety jesteśmy raczej w czołówce wycinających. Wycinek jest sporo i rzadko zastępuje się usunięte drzewa nowymi. Problemem jest brak planowania nowej zieleni wraz z remontami nawierzchni ulic, np. na starym mieście, zgodnie z zasadą uprzywilejowania samochodów. Pokutuje też zgubne myślenie, że przecież mamy tyle zieleni, że te kilka drzew mniej nie zrobi różnicy – i w ten sposób miasto powoli traci swój zielony charakter. Liczymy, że to się zmieni.

– Gliwiccy urzędnicy często podkreślają, że za każde wycięte drzewo nasadzają kilka młodych sadzonek.

– Niewątpliwie to prawda, ale te nasadzenia bardzo rzadko następują tam, gdzie drzewa wycięto. Gliwice są otoczone coraz gęstszymi lasami, ale za to w samym mieście mamy głównie asfalt i beton.

– Ponowne odwołanie Zarządu Dróg Miejskich w sprawie wpisu do rejestru lip, było dla Was zaskoczeniem?

– Nie mogę powiedzieć, żebyśmy byli zaskoczeni samym odwołaniem, bo ZDM nie krył nigdy, że nie zgadza się z decyzją Konserwatora od strony merytorycznej. Zaskakująca jest jednak argumentacja Zarządu, widać, że zmienia się ona z miesiąca na miesiąc, co nie świadczy najlepiej o intencjach urzędników, którym przecież powinno leżeć na sercu zadbanie o wyjątkowy skarb, jakim są gliwickie aleje lipowe.

– Jak oceniacie argumenty urzędników – wskazują m.in. że drzewa utrudniają remont ulicy Sowińskiego, a ich stan fitosanitarny jest zły.

– Nie widziałem jeszcze treści odwołania, ale znam wypowiedź pani rzecznik Stiborskiej, i muszę powiedzieć, że informacja o rzekomo złym stanie „kilkudziesięciu drzew” jest dla mnie nowością. Nie wiadomo, do których drzew pani rzecznik się odnosi, ale te rosnące przy Mickiewicza zostały zbadane przez dwóch dendrologów – jednego na zlecenie gminy Zabrze, a drugiego opłaconego społecznie przez członków naszego Stowarzyszenia – i ich opinie były zgodne co do tego, ile drzew należy wyciąć. Jeśli chodzi o stan drzew, wolę zatem zaufać dwóm niezależnym opiniom ekspertów.

Co do remontu nawierzchni, to niestety nie pojmuję, w jaki sposób drzewa miałyby w nim przeszkadzać. Można by mnożyć bez końca przykłady gęsto wysadzanych drzewami ulic w miastach całej Europy, którym regularnie odnawia się nawierzchnię. Jeden z członków Stowarzyszenia kolekcjonuje zresztą zdjęcia takich miejsc i koresponduje na ten temat z lokalnymi władzami, więc w razie czego służymy ZDM bogatymi materiałami.

– Skąd w tej sprawie taki upór gliwickich drogowców?

– Trudno powiedzieć, jest kilka koncepcji na ten temat. Jedno jest pewne – to, co urzędnicy mówią oficjalnie zmienia się tak często, że prawdziwy powód jest chyba zupełnie inny. Boleję nad tym, bo nie jesteśmy wywrotowcami, tylko zwykłymi mieszkańcami, którzy chcą, by ich głos był realnie brany pod uwagę. Dla niektórych to jednak chyba prawdziwa rewolucja.

– Jak oceniacie pracę Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w tej sprawie?

– Procedura ponownego wpisu trwała naszym zdaniem zbyt długo, czego pośrednim efektem jest wycinka drzew pod rondo na ul. Daszyńskiego. Według nas była ona sprzeczna z prawem (nie poinformowano o niej konserwatora, który przecież te same drzewa wpisywał do rejestru). Nie chcemy jednak źle oceniać pracy urzędu, który jest przeładowany i z pewnością tempo jego pracy nie wynikało ze złej woli. Przeciwnie, jesteśmy bardzo wdzięczni pracownikom urzędu konserwatorskiego za niemały trud włożony w prace nad wpisem, a przede wszystkim za wsłuchanie się w głos mieszkańców Gliwic. Gdyby nie ŚWKZ, lip mogłoby już dziś wcale nie być.

– W mieście jest sporo społeczników angażujących się w ochronę przyrody. Spotykacie się z poparciem mieszkańców? Jest odzew na Wasze działania?

– Dotychczasowy odzew jest prawie zawsze wyłącznie pozytywny. Nasz profil na Facebooku polubiło już niemal 1.300 osób, co jest sporym sukcesem. Dzięki temu możemy docierać bezpośrednio do mieszkańców z naszymi apelami. Ludzie angażują się też „w realu”: przychodzą na zebrania sąsiedzkie, organizują imprezy związane z lipami, pomagają nam na różne sposoby, np. pisząc do mediów w naszej sprawie. Czujemy bardzo duże wsparcie.