Na skrzyżowaniu ulicy Dworcowej ze ścieżką rowerową kierowcy samochodu oraz rowerzyści mają klincz. Jeden znak, ustawiony dla bezpieczeństwa, spowodował, że nie wiadomo, kto komu powinien ustąpić pierwszeństwa przejazdu.
– Jechałem z rodziną aleją Przyjaźni i dojeżdżając do Dworcowej, zauważyłem znak „ustąp pierwszeństwa”. Jest on widoczny tylko od strony alei, kierowcy samochodów go nie widzą. Przyznam, że nigdy wcześniej nie zwróciłem na niego uwagi, bo przecież przez jezdnię biegnie czerwony pas dla jednośladów i to rowerzysta ma pierwszeństwo – mówi pan Grzegorz.
Gliwiczanin zastanawia się, kto komu powinien w takim razie ustąpić.
– Kierowcy samochodów zatrzymują się, by przepuścić rowerzystę. Tymczasem rowerzysta widzi znak sugerujący, że to on powinien przepuścić samochód. Reasumując, wszyscy powinni stać – nasz czytelnik zastanawia się, co będzie, jeśli kierujący, po wymianie uprzejmości na zasadzie „pan pierwszy, nie – pan pierwszy”, ruszą obydwaj.
Rzeczywiście, patrząc na znak, to rowerzysta musi ustąpić samochodowi. Z kolei jadący Dworcową kierowca auta, widząc rowerzystę, musi ustąpić, bo… ma przed sobą ścieżkę.
Pierwszeństwo dla wszystkich i nikogo
Tomasz Herud ze stowarzyszenia Rowerowe Gliwice mówi, że sytuacja jest skomplikowana. W Polsce wciąż nie mamy bowiem jednoznacznych przepisów, jeśli chodzi o pierwszeństwo rowerów na przejazdach dla nich przeznaczonych. Te niedawno znowelizowane dotyczą wyłącznie pieszych – auto musi stanąć, gdy ci wchodzą na przejścia. Takiej zmiany nie wprowadzono w przypadku jednośladów. Owszem, kierowcy zatrzymują się, jednak, zdaniem Heruda, robią to, bo traktują cyklistów na zasadzie pieszych.
– A są miasta europejskie, w których problem rozwiązano inaczej. Nie ma specjalnych przejazdów dla rowerów, są za to znaki dla jednych i drugich kierowców.
Znak mamy i w Gliwicach, na skrzyżowaniu ścieżki z jezdnią przy Dworcowej. Problem w tym, że stoi on tylko w tym jednym miejscu – na wszystkich innych przejazdach, np. przy placu Piłsudskiego, znaku nie ma. Cyklista może swobodnie przejechać, a ustąpić musi samochód.
I teraz – rowerzysta, przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, na tym jedynym przejeździe może na sygnał „ustąp” nie zwrócić uwagi. Znak stoi już około dwóch lat, a nasz czytelnik zobaczył go dopiero tydzień temu…
Znak nieprawidłowo ustawiony
– Duże natężenie ruchu na Dworcowej wymusiło decyzję o ustawieniu znaku dla rowerzystów. Wcześniej doszło w tym miejscu do zdarzeń drogowych z rowerami, a od chwili jego ustawienia sytuacja nie powtórzyła się – mówi Jadwiga Jagiełło-Stiborska, rzeczniczka prasowa Zarządu Dróg Miejskich w Gliwicach. – Inne przejazdy nie znajdują się przy ulicach tak ruchliwych – zaznacza.
ZDM postawił więc znak dla bezpieczeństwa. Pytanie, czy rzeczywiście jest bezpieczniej, gdy nie wiadomo, kto ma się zatrzymać, a kto ruszyć. I co w sytuacji, gdy dojdzie do kolizji czy wypadku z udziałem auta oraz jednośladu. Po czyjej stronie będzie wina.
– Niestety, w takiej sytuacji trudno byłoby wskazać winnego – mówi młodszy aspirant Szymon Kołodziej z gliwickiej drogówki. – Gdyby obydwaj kierowcy ruszyli naraz i doszło do zderzenia, tę kwestię musiałby rozstrzygnąć sąd.
Policjant dodaje, że znak „ustąp pierwszeństwa” ma tutaj charakter wyłącznie informacyjny – chodzi o to, by wymóc ostrożność na rowerzystach przed ruchliwą, dwupasmową ulicą. Jednak… jest nieprawidłowo ustawiony.
– Jeżeli zarządca drogi miał zamiar ustawić znak w celach informacyjnych, dużo lepszy efekt osiągnąłby, stosując wygrodzenie techniczne, które ma większą moc niż znaki. Chodzi o zmianę kierunku ruchu rowerów.
Młodszy aspirant mówi na przykład o postawionej w poprzek do ścieżki barierze, powodującej spowolnienie jednośladu. W momencie kolizji czy wypadku nie byłoby wtedy wątpliwości, kto jest sprawcą (a byłby nim kierujący pojazdem, który musi ustąpić rowerzyście na przejeździe).
Póki co nie wiadomo, kto przy Dworcowej ma pierwszeństwo, a kto powinien ustąpić. Klincz trwa.
Marysia Sławańska