Żołnierze w karetkach na Śląsku, w tym także w Gliwicach. Praktyka z misji przydatna w ratownictwie

Około 30 żołnierzy dyżuruje w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym w Katowicach, w tym m.in. w Gliwicach, Zabrzu i w Chorzowie. Są zdyscyplinowani, nawiązują dobry kontakt z pacjentem i – co najważniejsze – na miejscu zdarzenia zachowują zimną krew.

 
Niektórzy nabyli doświadczenia na polu walki podczas misji pokojowych.

– Wiele zachowań, jakie żołnierze przenoszą z wojska na grunt ratownictwa medycznego, jest bardzo przydatnych podczas interwencji – mówi Michał Kucap, pełnomocnik dyrektora ds. koordynacji i planowania WPR. To m.in. ścisłe przestrzeganie procedur, zachowanie podległości służbowej, umiejętność działania pod presją czasu i stresu. Żołnierze zazwyczaj szybko podejmują decyzje.

– Bycie żołnierzem uczy pewnych zachowań – potwierdza Łukasz Sikora, chorąży rezerwy.

Do 2018 r. służył w Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu. Wrócił do wojska w marcu 2020 r. na początku pandemii koronawirusa, by wspierać oraz szkolić żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej z zakresu medycyny taktycznej. Szkolenia odbywały się w całym kraju. Za te działania został wyróżniony awansem na wyższy stopień wojskowy.

Jego wiedza medyczna jest imponująca. Jako jeden z nielicznych polskich żołnierzy ukończył elitarny kurs medyków sił specjalnych US SOCM w Stanach Zjednoczonych.

O tym, że chce zostać medykiem, postanowił na misji. Służył w Iraku i w Afganistanie. W Iraku został ranny, ale już po trzech tygodniach rekonwalescencji wrócił z powrotem na pole walki. Uważa, że to, czego doświadczył na misjach przydaje się w polskich warunkach.

– Podczas interwencji w każdej sytuacji trzeba mieć głowę na karku i zachować zimną krew. Bez względu na to, czy jest to interwencja w domu chorego, na ulicy czy podczas zdarzenia masowego – podkreśla Łukasz Sikora.

Do każdej sytuacji trzeba podchodzić w sposób indywidualny i nieszablonowy. I zawsze zachowywać czujność, bo rutyna jest niebezpieczna i może zabić

– dodaje Sikora. W pogotowiu jest członkiem zespołu ratownictwa medycznego działającym w obszarze Gliwic i Zabrza.

Doświadczenie w ratownictwie medycznym na misjach pokojowych zdobywał też chorąży Rafał Cich z 13. Śląskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Do 2012 r. służył w Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu. O tym, że chce poświęcić się ratownictwu medycznemu zadecydował jeszcze przed założeniem munduru, we Włoszech, gdzie opiekował się seniorami.

Później przyszedł czas na wojsko. Jako medyk udzielał pierwszej pomocy w sekcji działań specjalnych. Bardzo chwali sobie kontakt z pacjentem podczas służby w jednostce w Lublińcu. Miał praktyki w Izbie Przyjęć w tamtejszym szpitalu oraz w pogotowiu ratunkowym. Niemniej najbardziej zahartował go pobyt w Iraku, gdzie służył dwukrotnie. Angażował się w organizowanie białych niedziel dla ludności cywilnej. Irakijczycy nie mając dostępu do opieki medycznej chętnie korzystali z pomocy żołnierzy-medyków sił pokojowych. Dla mundurowych z kolei była to doskonała praktyka i okazja do zdobycia nowych umiejętności.

Służba w wojsku, zwłaszcza doświadczenia na misjach, bardzo pomaga w byciu ratownikiem medycznym

– mówi Rafał Cich. – Trzeba umieć radzić sobie ze stresem, a potem niwelować jego skutki. Niektóre wizyty mogą być stresujące, każdy z nas inaczej reaguje na tę samą sytuację. Najważniejsze według mnie, to nie zostawiać problemu jakby go nie było. Omówienie konkretnej sytuacji ze współpracownikiem, wskazanie dobrych rozwiązań pozwoli rozładować stres i nauczy nas jak zachować się w podobnych sytuacjach w przyszłości – zaznacza Cich, który zasila zespół ratowników medycznych w Katowicach.

Ulicami wielu śląskich miast jeździ karetką starszy kapral Damian Zacharski. W mundurze ratownika pełni dyżury w stacjach pogotowia w Katowicach, Radzionkowie czy Chorzowie.

Kiedy zakłada mundur wojskowy, można go spotkać jako ratownika pokładowego w śmigłowcu Mi-8 należącym do 3. Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej w Balicach. To jedna z trzech w Polsce takich jednostek. 3 GPR jest samodzielną jednostką wojskową przeznaczoną do realizacji zadań SAR na obszarze Polski oraz w obszarze przygranicznym państw sąsiednich.

Zabezpiecza loty cywilne i wojskowe, w tym ważnych osób w państwie. Bierze udział również w akcjach poszukiwawczych oraz ratowniczych, m.in. podczas wypadków masowych.

Zanim st. kpr. Damian Zacharski zdecydował się na dołączenie do 3. Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej w Balicach, przez kilka lat służył w Jednostce Powietrznodesantowej w Gliwicach. Jako wojskowy ratownik medyczny opatrzył wiele ran, usztywnił niezliczone ilości złamań i skręceń kończyn.

– Takie urazy w desancie to standard. Siła wiatru to potężny żywioł. Do urazu może dojść już w pierwszej fazie skoku przy oddzieleniu się z pokładu samolotu powodując uszkodzenia min. barku – mówi Damian Zacharski.

Najwięcej jednak zależy od tego, gdzie i w jaki sposób żołnierz wyląduje. Jeśli wyląduje niefortunnie, może dojść do urazów kręgosłupa, obrażeń głowy, złamań kości, skręceń stawów skokowych lub kolanowych.

– podkreśla Zacharski.

Praca w pogotowiu stwarza możliwość częstego kontaktu z różnymi pacjentami, a to, jak mówi Damian Zacharski, bardzo przydaje mu się w wojsku.

– Dyscyplina i pokora, jaką nasi ratownicy medyczni nabyli w wojsku przekłada się na jakość pracy w pogotowiu ratunkowym – dodaje Michał Kucap. – Żołnierze-ratownicy mają zazwyczaj dobry kontakt z pacjentem. Nie pamiętam sytuacji, by na ratownika będącego żołnierzem wpłynęła kiedykolwiek jakakolwiek skarga.

żms/mat. pras. WPR Katowice (I. Wronka)
kolejność zdjęć losowa