Zostawmy bohaterów przez duże „B”. Weźmy Schabika, Troplowitza i Lewczyńskiego (komentarz)

To, czyje imię będą nosić nasze ulice, wbrew pozorom nie świadczy o ich patronach, ale przede wszystkim o nas samych. To nie zabawa w historyczne emblematy, a znak świadomego patrzenia na miasto tu i teraz.

Ustawa dekomunizacyjna arbitralnie wymusza zmiany, ale to doskonała i – w najbliższych latach – jedyna okazja by docenić tych, którzy w Gliwicach i dla Gliwic zostawili cząstkę siebie. Warto zrobić wszystko by nie zmarnować takiej okazji.

NA OSTATNIEJ PROSTEJ

Czasu jest już niewiele. Właściwie nie ma go wcale. Do 2 września Rada Miasta musi podjąć decyzję. W przeciwnym razie pomoże jej wojewoda po konsultacji z Instytutem Pamięci Narodowej. W Gliwicach przez 12 miesięcy temat niemal nie zaistniał. Najpewniej, zamiast merytorycznej dyskusji, wkrótce nastąpi oddanie inicjatywy wojewodzie.

[irp posts=”100472″ name=”Te nazwy ulic do września muszą być zmienione. Są już pierwsze propozycje nowych patronów”]

Ewentualnie czeka nas rozdanie rzutem na taśmę, w jakimś prolongowanym terminie. A tu nie o błahą sprawę chodzi (choć wielu próbuje zredukować jej znaczenie do kilkudziesięciu złotych wydanych na wymianę dokumentów). Zwłaszcza, że w Gliwicach do wymiany jest co najmniej kilkanaście ulic, w tym patrząc na przykłady z innych miast być może tak prestiżowa arteria jak ulica Józefa Wieczorka (zdekomunizowana niedawno w Siemianowicach Śląskich).

JEST W KIM WYBIERAĆ

Mamy w Gliwicach potężny wachlarz osobowości, które stworzyły to miasto takim jakim jest właśnie teraz.

Weźmy na przykład takiego Karla Schabika – radca budowlany, orędownik „miasta ogrodów”, architekt zielonych Gliwic i niepisany patron wszystkich gliwickich spacerowiczów – bo to on, nawet po tylu latach odpowiada za najpiękniejsze zakątki miasta. W Gliwicach nie ma ulicy jego imienia, a tegoroczny wniosek o postawienie go na cokole, odrzucony został przez urzędników.

Oskar Troplowitz – na widok kremu Nivea tak przecież lubimy podkreślać skąd ten niemiecki farmaceuta pochodził.

Jerzy Lewczyński – legenda polskiej fotografii, rozpoznawalny na całym świecie. A może zaglądając za inny obiektyw – ten, który każdego dnia śledził zwykłą codzienność miasta, schowany za swoim aparatem, fotograf Nowin Gliwickich – Jan Suchan. Ewa Strzelczyk, inspiracja, energia, inicjatorka Gliwickich Spotkań Teatralnych. Ewald Dera – legenda Piasta Gliwice, w latach ’50 i ’60 autor prawie 100 trafień dla Piasta Gliwice…

Ta lista nazwisk mogłaby wydłużać się w nieskończoność. Zapewne każdy z Państwa dopełniłby ją swoimi, równie wielkimi. A skoro w naszym mieście mamy takie postacie, czy jest sens szukać poza jego granicami?

Czy naprawdę potrzebne nam są kolejne ulice Emilli Plater czy Konstantego Ordona (inicjatywa RO Wojska Polskiego), jak w każdym innym mieście w Polsce? Gliwice mają bogatą, wielokulturową historię, a obecnie swoją specyficzną, odrębną tożsamość (tak przecież lubimy podkreślać, że Gliwice po prostu są fajne). Dorzućmy więc trochę wartości dodanej do miejskiej przestrzeni. Wypełnijmy ją „po gliwicku”. Kluczem niech będzie to miasto. Instrumentalny dobór patronów ulic, wedle potrzeb bieżącej polityki mamy za sobą. Przepracowaliśmy już ten czas, możemy otworzyć się na wszystkich tych, którzy wpłynęli na przestrzeń, w której żyjemy. Bez względu na poglądy, narodowości, religię.

Panie i Panowie Radni, Społecznicy, Aktywiści, Gliwiczanie, to ostatni moment – doceńmy tych, dla których kiedyś Gliwice nie były obojętne. Zanurzmy się na chwilę w przeszłości po to by dać wyraz dojrzale przeżywanej teraźniejszości.

Michał Szewczyk