– Śmiertelność wśród więźniów internowanych była bardzo duża. Chorowali oni głównie na tyfus, serce, gruźlicę. Zwłoki zmarłych grzebaliśmy w tzw. jamach wykopanych w śniegu, dlatego kiedy śnieg topniał część ciał rozszarpywały psy i inne dzikie zwierzęta – to wspomnienia uczestnika wydarzeń, które obecnie określa się mianem Tragedii Górnośląskiej.
Odsłonięcie tablicy upamiętniającej ofiary, którą zamontowano na budynku Stacji Kultury, i odczytanie nazwisk mieszkańców miejscowości wywiezionych na Wschód – uroczyste obchody 80. rocznicy Tragedii Górnośląskiej odbyły się w Pyskowicach w piątek, 17 stycznia. W wydarzeniu wzięli udział parlamentarzyści, przedstawiciele pyskowickiego samorządu, reprezentanci sejmiku województwa, a także powiatu. – To miejsce będzie nam przypominać o tych wydarzeniach, kiedy setki pyskowiczan wyjechały i wielu z nich nie wróciło – mówił burmistrz tej miejscowości, Adam Wójcik.
Tragedia Górnośląska rozpoczęła się w Pyskowicach. Stąd wyjechały pierwsze transporty. Bardzo długo zastanawialiśmy się, jak podkreślić to, że te wydarzenia rozpoczynały się w Pyskowicach
– kontynuował burmistrz.
– To dzisiaj jest ten dzień, w którym – z okazji tej 80., smutnej rocznicy możemy się tutaj spotkać i chcielibyśmy podkreślić wagę tych wydarzeń. Ja mam tylko taki jeden przekaz, że zło rodzi się w ciszy i chciałbym, żebyśmy dzisiaj wszyscy pamiętali o tym, że to co się dzieje za naszą wschodnią granicą nie może pozostać bez komentarza i powinniśmy być cały czas czujni i uważni, ponieważ bardzo wąska i cienka granica jest między tym, co dziś jest dobre, a co za chwilę może stać się nie do ogarnięcia i nie do powstrzymania – podkreślał Wójcik.
Wymiar historyczny wydarzeń sprzed 80 lat przybliżył zgromadzonym Błażej Kupski, radny Pyskowic, będący równocześnie nauczycielem historii. Odczytał on wspomnienia osób, które były ich bezpośrednimi uczestnikami.
***
„23 marca załadowano nas do bydlęcych wagonów, po 80 osób. Drzwi zaryglowano. Wagon posiadał tylko dwa małe zakratowane okienka. Nie posiadały szyb. Panował wówczas siarczysty mróz. Ja byłem tylko w sweterku i dotkliwie odczuwałem zimno. Na miejsce przeznaczenia jechaliśmy prawie 6 tygodni. Po drodze zmarło 5-6 osób.” (Gerard Morgała, Katowice)
„Zakwaterowanie w barakach odbyło się według spisów z pociągu. Każdy barak posiadał 4 duże pomieszczenia wyposażone w prycze i piec żelazny w środku. Wydali nam puszki blaszane po amerykańskich konserwach mięsnych jako naczynia na jedzenie i picie. Górnicy określali pierwsze wrażenia o rosyjskiej kopalni jako straszne – panowały tam złe warunki górniczo-geologiczne, ale jeszcze gorszy był stan bezpieczeństwa pracy i urządzeń technicznych. Z naszej grupy dwudziestu (osób, red.), powróciło do domu ośmioro.” (Vinzent Zaremba, Przyszowice)
„Śmiertelność wśród więźniów internowanych była bardzo duża. Chorowali oni głównie na tyfus, serce, gruźlicę. Zwłoki zmarłych grzebaliśmy w tzw. jamach wykopanych w śniegu, dlatego kiedy śnieg topniał część ciał rozszarpywały psy i inne dzikie zwierzęta. Jedzenie było bardzo skromne – kawałek chleba, kasza polana oliwą i dwa małe śledzie.” (Alfred Gerstberger, Bytom)
***
– Kiedyś w naszym mieście pociągi kursowały non stop. Tutaj mieliśmy szerokie tory – tory, które używane były również w Rosji radzieckiej i dlatego Pyskowice były dogodnym miejscem, aby tutaj internowanych wsadzić do bydlęcych wagonów i wysłać na Wschód. Ale żeby zrozumieć, dlaczego doszło do wywózek, dlaczego doszło do Tragedii Górnośląskiej, musimy się cofnąć do 1939 roku – wtedy rozpoczyna się II wojna światowa. Hitlerowskie Niemcy napadają na Polskę, następnie zajmują prawie połowę Europy, ale ofensywa się załamuje. Armia Czerwona idzie na Zachód – oczywiście mówię to w cudzysłowie – „wyzwala” po drodze tereny niosąc śmierć, niosąc spustoszenie – opisywał Błażej Kupski.
Kiedy wkracza na Górny Śląsk, szczególnie na tą część, która przed wojną należała do Niemiec, mieszkańcy przeżywają piekło. Grabieże, morderstwa, gwałty – to jest codzienność.
– Po konferencji w Jałcie zapada decyzja, aby mężczyzn wieku 17, 16 lat, do 50, czasem 55, zatrzymywać, wzywać na posterunki, zatrzymywać w obozach przejściowych i mówić im, że tylko na roboty pojadą – może tydzień, może dwa – i wrócą. Będą odgruzowywać zniszczenia wojenne. Ale tak nie było – od marca 1945 roku ludzie czujący się za Niemców, Górnoślązacy wywożeni są na Wschód. Traktowani są jako żywe odszkodowanie, żywa reparacja. Stalin uzyskał na to milczącą zgodę państw alianckich. Podróżują niekiedy tydzień, niekiedy dwa, wielu z nich umiera po drodze. Ci, co docierają, trafiają na fatalne warunki: -20 stopni, ciężka praca, słabe jedzenie, szalejące choroby. Wraca około 70 %, 30 % zostaje już na tej okrutniej ziemi. I to właśnie Peiskretscham (dawna nazwa Pyskowic, red.) było świadkiem tych zbrodni, a wśród nas są rodziny, które to dotknęło – mówił Kupski.
Na odsłoniętej w piątek, 17 stycznia, tablicy upamiętniającej, mowa jest o ponad 300 ofiarach z Pyskowic. Według obecnych szacunków, na Wschód wywieziono 410 mieszkańców, co stanowiło 10% ówczesnej ludności tego miasta. Wywiezieni kierowani byli do pracy na terenie dzisiejszej Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu, Gruzji, Azerbejdżanu, w rejony Uralu i Syberii.
(żms)
fot. 24gliwice.pl/ŁG